Warto inwestować w kulturę. Bo bez niej nie ma demokracji. Jest tylko społeczeństwo konsumentów, którym można manipulować – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.
11 grudnia nowy ruch społeczny Obywatel Kultury ogłosił pakt dla kultury podpisany przez najwybitniejszych przedstawicieli świata sztuki.
Dwa tygodnie wcześniej odbyła się w warszawskiej Szkole Wyższej Psychologii Społecznej – uważanej za kuźnię kadr specjalistów od marketingu, czyli tych, co nam mówią, jakie rzeczy powinny być najważniejsze – konferencja z udziałem specjalistów od marketingu kulturowego. Wśród nich był guru tej dziedziny profesor David Throsby.
Przekonywał, że bez zaangażowania artystów, projektantów i gwiazd trudno dziś mówić o wzroście sprzedaży jakiegokolwiek markowego produktu.
Wyjaśniał, że we współczesnym świecie państwa, które nie inwestują w kulturę, nie liczą się w grze, nie są bowiem w stanie wykształcić kreatywnie myślących specjalistów. Nie mają czego zaoferować turystom, a kultura i związane z nią wydarzenia stanowią dla nich największy magnes. Niedowiarkom niech wystarczy jeden argument: w zeszłym roku 6 mln osób, które odwiedziły Paryż, zadeklarowało, że przyjechały ze względu na Luwr. A to oznacza, że na chęci zobaczenia na żywo „Mony Lisy” zarabiają restauratorzy, hotelarze, taksówkarze etc. Krocie!
Najnowsze tendencje w światowej gospodarce wzięły pod rozwagę tygrysy Azji, w tym Chiny, które ostatnio zwiększyły inwestycje w sektorach związanych z dziedzictwem i wartościami intelektualnymi. Tymczasem studenci, dziennikarze i zagraniczni goście zgromadzeni na niezwykle ciekawej i pouczającej konferencji mogli się przekonać, że jeśli traktuje się poważnie tezy przedstawione przez profesora Throsby’ego – to Polska w obecnej sytuacji jest bez przyszłości.
Fakty nas obnażają
Trzeba było widzieć profesor Carlę Bodo z University of Genoa i Associazione per l’Economia della Cultura, jak kluczyła, by nie zrobić nam przykrości podczas podawania potwierdzających to faktów. Wyświetlając słupki, które ilustrują wydatki państw Unii Europejskiej na potrzeby kulturalne mieszkańca, dodała, że w Niemczech dolicza się do nich budżety szkół podstawowych. Bąkała zakłopotana, że różne są metodologie etc. Dla Polski nie było jednak zbawienia: w zestawieniu słupków była na końcu – za Węgrami, nie licząc najhojniejszych mecenasów: Austrii, Holandii czy Finlandii, które wydają wielokrotność naszych czterdziestu kilku euro na mieszkańca rocznie.
"We współczesnym świecie państwa, które nie inwestują w kulturę, nie liczą się w grze, bez tego nie są bowiem w stanie wykształcić kreatywnie myślących specjalistów"
Smutny był widok Polski pod kreską, smutny był widok poza konkurencją. Tym bardziej że minister finansów Jacek Rostowski, jakby chciał potwierdzić, że kultura ma dla niego małe znaczenie – nie przybył na konferencję, choć miał w niej uczestniczyć. Może nie chciał przyznać, że Polska, będąc zieloną wyspą na mapie europejskiego kryzysu, wydaje na projekty związane z kulturą i sztuką o połowę za mało.
Stało się to przedmiotem ostrego konfliktu na Kongresie Kultury we wrześniu 2009 r. Odpowiedzialnością za ten fakt część artystów obwiniła premiera Donalda Tuska. Jednak wszyscy premierzy po 1989 r. traktowali kulturę jak piąte koło u wozu. Dzisiejszy stan finansów jest efektem domina. Polityka drobnych korekt nie mogła i nie może przynieść zdecydowanej poprawy.
Kultura+
Dlatego reakcja świata sztuki była po kongresie zdecydowana – powstał nowy ruch społeczny Obywatele Kultury, którego naczelnym postulatem jest uzyskanie w budżecie państwa minimum 1 procentu na kulturę. I to już w 2012 r. Ruch odniósł pierwszy sukces: pod postulatem podpisało się ponad 80 tysięcy Polaków, w tym wszyscy liczący się kandydaci na prezydenta, obecnie urzędujący Bronisław Komorowski, a także premier Donald Tusk.
To piękny gest polityków, ale Obywatele Kultury postanowili zająć się konkretami. Pierwszym było ogłoszenie 11 grudnia w sali warszawskiego kina Kultura paktu dla kultury, który ma być zawarty między ruchem społecznym, rządem i Sejmem. Postulat 1 procentu jest w nim najważniejszy. Ale chodzi też o to, by 1 procent dochodów firm był przeznaczany na kulturę, by równy dostęp do środków miały trzy sektory – publiczny, społeczny i prywatny. Poparto rządowy program poprawy czytelnictwa Kultura+.
Na spotkaniu był obecny Michał Boni, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, który zaprosił Obywateli Kultury do negocjacji, mając świadomość, że czas nie może być dłużej marnowany, bo ruch społeczny zapowiedział na marzec swój pierwszy kongres. Wtedy przyjdzie czas na rozliczenia, ile komplementów strony rządowej było medialną grą, a ile można było uzgodnić konkretów, biorąc pod uwagę stan finansów państwa.
Społeczeństwo konsumentów?
Do kongresu Obywateli Kultury pozostały cztery miesiące, ale już padły stwierdzenia, które w podzielonej politycznie i skonfliktowanej Polsce powinny być naszym credo. Trzeba inwestować w kulturę, ponieważ – tak jak mówi konstytucja – jest gwarantem ciągłości naszego narodu albo, jak kto woli, społeczeństwa. Kultura jest tą przestrzenią, w której się rodzi świadomość istnienia różnych postaw i szacunku dla innych, czyli tolerancja. Bez niej nie ma mowy o demokracji.
Twórcy paktu dla kultury wielokrotnie powtarzali, że nawet przy wolnych wyborach, kiedy nie krzewi się kultury opartej na pluralizmie – wcześniej czy później demokracja staje się fikcją. W czasach coraz agresywniejszego marketingu ginie bowiem zdolność krytycznego myślenia, zwłaszcza najmłodszych pokoleń, bez czego nie ma szansy na świadomy wybór.
Profesor Jerzy Hausner zdystansował się od hurraoptymistycznych statystyk, które mówią o wzroście liczby studentów w ostatnich dwóch dekadach niepodległej Polski – z 400 tysięcy do 2 mln. Podstawy ich wiedzy są bowiem dyskusyjne, znajomość kultury również. Profesor Andrzej Mencwel nie wahał się powiedzieć, że produkuje się „mięso na rynek pracy”, czyli ludzi o sformatowanych potrzebach i obowiązkach.
Stąd fundamentalna rola edukacji, której podstawę powinny stanowić zdolność czytania i pisania, a dopiero potem operowania komputerem i poruszania się w sieci. Żeby wiedzieć, co ma wartość, a co jest odpadem naszej cywilizacji.
Wracamy do spraw fundamentalnych: bez kultury nie ma demokracji. Jest tylko społeczeństwo konsumentów, którym można manipulować.
Rzeczpospolita
Jacek Cieślak
16 grudnia 2010
Dwa tygodnie wcześniej odbyła się w warszawskiej Szkole Wyższej Psychologii Społecznej – uważanej za kuźnię kadr specjalistów od marketingu, czyli tych, co nam mówią, jakie rzeczy powinny być najważniejsze – konferencja z udziałem specjalistów od marketingu kulturowego. Wśród nich był guru tej dziedziny profesor David Throsby.
Przekonywał, że bez zaangażowania artystów, projektantów i gwiazd trudno dziś mówić o wzroście sprzedaży jakiegokolwiek markowego produktu.
Wyjaśniał, że we współczesnym świecie państwa, które nie inwestują w kulturę, nie liczą się w grze, nie są bowiem w stanie wykształcić kreatywnie myślących specjalistów. Nie mają czego zaoferować turystom, a kultura i związane z nią wydarzenia stanowią dla nich największy magnes. Niedowiarkom niech wystarczy jeden argument: w zeszłym roku 6 mln osób, które odwiedziły Paryż, zadeklarowało, że przyjechały ze względu na Luwr. A to oznacza, że na chęci zobaczenia na żywo „Mony Lisy” zarabiają restauratorzy, hotelarze, taksówkarze etc. Krocie!
Najnowsze tendencje w światowej gospodarce wzięły pod rozwagę tygrysy Azji, w tym Chiny, które ostatnio zwiększyły inwestycje w sektorach związanych z dziedzictwem i wartościami intelektualnymi. Tymczasem studenci, dziennikarze i zagraniczni goście zgromadzeni na niezwykle ciekawej i pouczającej konferencji mogli się przekonać, że jeśli traktuje się poważnie tezy przedstawione przez profesora Throsby’ego – to Polska w obecnej sytuacji jest bez przyszłości.
Fakty nas obnażają
Trzeba było widzieć profesor Carlę Bodo z University of Genoa i Associazione per l’Economia della Cultura, jak kluczyła, by nie zrobić nam przykrości podczas podawania potwierdzających to faktów. Wyświetlając słupki, które ilustrują wydatki państw Unii Europejskiej na potrzeby kulturalne mieszkańca, dodała, że w Niemczech dolicza się do nich budżety szkół podstawowych. Bąkała zakłopotana, że różne są metodologie etc. Dla Polski nie było jednak zbawienia: w zestawieniu słupków była na końcu – za Węgrami, nie licząc najhojniejszych mecenasów: Austrii, Holandii czy Finlandii, które wydają wielokrotność naszych czterdziestu kilku euro na mieszkańca rocznie.
"We współczesnym świecie państwa, które nie inwestują w kulturę, nie liczą się w grze, bez tego nie są bowiem w stanie wykształcić kreatywnie myślących specjalistów"
Smutny był widok Polski pod kreską, smutny był widok poza konkurencją. Tym bardziej że minister finansów Jacek Rostowski, jakby chciał potwierdzić, że kultura ma dla niego małe znaczenie – nie przybył na konferencję, choć miał w niej uczestniczyć. Może nie chciał przyznać, że Polska, będąc zieloną wyspą na mapie europejskiego kryzysu, wydaje na projekty związane z kulturą i sztuką o połowę za mało.
Stało się to przedmiotem ostrego konfliktu na Kongresie Kultury we wrześniu 2009 r. Odpowiedzialnością za ten fakt część artystów obwiniła premiera Donalda Tuska. Jednak wszyscy premierzy po 1989 r. traktowali kulturę jak piąte koło u wozu. Dzisiejszy stan finansów jest efektem domina. Polityka drobnych korekt nie mogła i nie może przynieść zdecydowanej poprawy.
Kultura+
Dlatego reakcja świata sztuki była po kongresie zdecydowana – powstał nowy ruch społeczny Obywatele Kultury, którego naczelnym postulatem jest uzyskanie w budżecie państwa minimum 1 procentu na kulturę. I to już w 2012 r. Ruch odniósł pierwszy sukces: pod postulatem podpisało się ponad 80 tysięcy Polaków, w tym wszyscy liczący się kandydaci na prezydenta, obecnie urzędujący Bronisław Komorowski, a także premier Donald Tusk.
To piękny gest polityków, ale Obywatele Kultury postanowili zająć się konkretami. Pierwszym było ogłoszenie 11 grudnia w sali warszawskiego kina Kultura paktu dla kultury, który ma być zawarty między ruchem społecznym, rządem i Sejmem. Postulat 1 procentu jest w nim najważniejszy. Ale chodzi też o to, by 1 procent dochodów firm był przeznaczany na kulturę, by równy dostęp do środków miały trzy sektory – publiczny, społeczny i prywatny. Poparto rządowy program poprawy czytelnictwa Kultura+.
Na spotkaniu był obecny Michał Boni, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, który zaprosił Obywateli Kultury do negocjacji, mając świadomość, że czas nie może być dłużej marnowany, bo ruch społeczny zapowiedział na marzec swój pierwszy kongres. Wtedy przyjdzie czas na rozliczenia, ile komplementów strony rządowej było medialną grą, a ile można było uzgodnić konkretów, biorąc pod uwagę stan finansów państwa.
Społeczeństwo konsumentów?
Do kongresu Obywateli Kultury pozostały cztery miesiące, ale już padły stwierdzenia, które w podzielonej politycznie i skonfliktowanej Polsce powinny być naszym credo. Trzeba inwestować w kulturę, ponieważ – tak jak mówi konstytucja – jest gwarantem ciągłości naszego narodu albo, jak kto woli, społeczeństwa. Kultura jest tą przestrzenią, w której się rodzi świadomość istnienia różnych postaw i szacunku dla innych, czyli tolerancja. Bez niej nie ma mowy o demokracji.
Twórcy paktu dla kultury wielokrotnie powtarzali, że nawet przy wolnych wyborach, kiedy nie krzewi się kultury opartej na pluralizmie – wcześniej czy później demokracja staje się fikcją. W czasach coraz agresywniejszego marketingu ginie bowiem zdolność krytycznego myślenia, zwłaszcza najmłodszych pokoleń, bez czego nie ma szansy na świadomy wybór.
Profesor Jerzy Hausner zdystansował się od hurraoptymistycznych statystyk, które mówią o wzroście liczby studentów w ostatnich dwóch dekadach niepodległej Polski – z 400 tysięcy do 2 mln. Podstawy ich wiedzy są bowiem dyskusyjne, znajomość kultury również. Profesor Andrzej Mencwel nie wahał się powiedzieć, że produkuje się „mięso na rynek pracy”, czyli ludzi o sformatowanych potrzebach i obowiązkach.
Stąd fundamentalna rola edukacji, której podstawę powinny stanowić zdolność czytania i pisania, a dopiero potem operowania komputerem i poruszania się w sieci. Żeby wiedzieć, co ma wartość, a co jest odpadem naszej cywilizacji.
Wracamy do spraw fundamentalnych: bez kultury nie ma demokracji. Jest tylko społeczeństwo konsumentów, którym można manipulować.
Rzeczpospolita
Jacek Cieślak
16 grudnia 2010
Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/aktueller/0-3/929/3295
Текущая дата: 16.11.2024