- Jestem w stanie uwierzyć, że 19 grudnia Aleksander Łukaszenka otrzyma, powiedzmy, 53 proc. poparcia i wygra w pierwszej turze. Ale on chce innych liczb. Stąd sondaże mówiące o ponad 70-procentowym poparciu - mówi białoruski politolog
W niedzielę 19 grudnia Białorusini wybiorą prezydenta. Aleksander Łukaszenka, który od 16 lat rządzi tym krajem, po raz czwarty ubiega się o fotel prezydencki. Opozycja nie zdołała wyłonić wspólnego kandydata i dlatego Łukaszenka ma aż dziewięciu kontrkandydatów.
Andrzej Poczobut: Ta kampania wyborcza była inna niż poprzednie. Władza nie przeszkadzała konkurentom Łukaszenki, którzy na żywo występowali w telewizji, odbyły się debaty. Białoruś staje się państwem demokratycznym?
Walery Bułhakau: Dla Łukaszenki te wybory stały się kartą przetargową, którą zamierza wykorzystać do polepszenia stosunków z Zachodem. I te zmiany, o których pan mówi, adresowane są przede wszystkim do zagranicy. Ale prawo wyborcze, sposób liczenia głosów, brak przedstawicieli opozycji w komisjach wyborczych, ograniczone prawa wewnętrznych obserwatorów - to wszystko pozostało bez zmian. Trudno więc mówić o demokracji.
AP:-Według różnych ośrodków Łukaszenka ma poparcie od 30 do ponad 70 proc. Czy może wygrać bez fałszerstw?
WB:- Ostateczną odpowiedź dałyby wolne wybory, ale nie wiem, czy za rządów Łukaszenki się ich doczekamy. Myślę, że jego rzeczywiste poparcie waha się w granicach 45-50 proc. I jestem w stanie uwierzyć, że 19 grudnia otrzyma, powiedzmy, 53 proc. i wygra w pierwszej turze. Ale on chce innych liczb i dlatego oficjalne sondaże mówią o ponad 70-proc. poparciu.
Jednak siła Łukaszenki to nie tylko fałszerstwa i monopolizacja mediów, które robią mu nachalną propagandę. Swoją rolę odgrywa też totalna indoktrynacja społeczeństwa. Szkoła, studia wyższe - tam od lat nie ma miejsca dla niezależnej aktywności społecznej, opozycyjności. Władze tego bardzo pilnują. I rośnie prołukaszenkowskie pokolenie. Z badań socjologicznych widać jednoznacznie, że młodzież w wieku 17-25 lat - czyli ta, która wyrosła przy Łukaszence - jest lojalna wobec reżimu. Tak, oni są bardzo prołukaszenkowscy.
Od 2008 roku, gdy Łukaszenka rozpoczął flirt z Zachodem, nie ma już brutalnych represji, a mimo to opozycja nie rośnie w siłę.
WB:- Opozycja jest podzielona, nie potrafiła wyłonić wspólnego kandydata na prezydenta. Ponadto kosztem zwiększenia długu zagranicznego (tylko w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy wzrosło ono o 17 proc. i do końca roku dług ma wynieść 26-28 mld dol.) Łukaszenka zdołał spełnić większość obietnic. Średnia płaca, co prawda tylko według rządowych statystyk, zbliża się do 500 dol. To nie jest poziom życia w Polsce czy Niemczech, ale zwykły Białorusin ma na przysłowiową wódkę i słoninę. I nie myśli o zmienianiu władzy.
AP:- Jaką rolę w tych wyborach odgrywa Rosja?
WB:- Putin, a później Miedwiediew obrali nowy kurs wobec Białorusi. Dlatego Łukaszenka zmienił politykę wobec Moskwy i zaczął się interesować ociepleniem stosunków z Zachodem. Podejmując w ciągu ostatnich miesięcy atak medialny na Łukaszenkę, Kreml chciał spowodować pęknięcia wewnątrz białoruskich elit rządowych, chciał doprowadzić do zmiany układu sił wewnątrz hierarchii. Ale mu się to nie udało, za to wzrosło ryzyko utraty przez Moskwę wszelkiego wpływu na Białoruś, bo Łukaszenka wyraźnie podryfował na Zachód. Symbolem tego stała się wizyta w Mińsku ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec. Całkowita utrata wpływu na Białoruś z punktu widzenia Kremla byłaby klęską i dlatego Moskwa postanowiła zrobić krok do tytułu.
AP:- Czyli zachodni politycy wsparli Łukaszenkę w jego walce z Kremlem?
WB:- Niewątpliwie. Jego nieoczekiwane zwycięstwo w sporze z Rosją, co zostało przypieczętowane niedawnym spotkaniem z Miedwiediewem, nie byłoby możliwe, gdyby nie oferta Unii Europejskiej zgłoszona w Mińsku przez Sikorskiego i Westerwelle. Ofiarowali oni 3 mld euro, jeżeli wybory będą demokratyczne. Ciekawe, że niemal tyle samo, a w wielkiej polityce nic nie jest przypadkowe, ofiarowała mu Rosja, proponując korzyści ze zniesienia ceł na ropę. Według pierwszych szacunków mają one wynieść 3,9 mld dol.
AP:- Czy wobec tego Łukaszence jeszcze jest potrzebny Zachód?
WB:- Myślę, że białorusko-rosyjskie relacje nie będą już tak dobre jak w roku 2002 czy 2005. Wtedy Rosja dotowała białoruską gospodarkę, a władza w Mińsku była bardzo odporna na zachodnią presję i chętnie uciekała się do represji wobec społeczeństwa. Do tego nie ma powrotu. Łukaszenka będzie dalej balansował pomiędzy Rosja a Zachodem. Ponadto antyzachodnia retoryka była adresowana do starszego pokolenia, wychowanego w ZSRR, które powoli odchodzi. Dla młodzieży i ludzi w wieku średnim, którzy noszą zachodnie ubrania, słuchają zachodniej muzyki i jeżdżą zachodnimi samochodami, ta retoryka jest mało zrozumiała i obca. Łukaszenka, który jest populistą, dobrze czuje, że antyzachodnie resentymenty w społeczeństwie się wyczerpują.
AP:- W niedzielę opozycja zwołuje zwolenników na centralny plac w Mińsku. Czym się te protesty skończą?
WB:- To będzie kulminacja kompanii wyborczej. Jednak wśród opozycyjnych kandydatów nie ma lidera, który mógłby powiedzieć 19 grudnia, że zwyciężył Łukaszenkę i ten ukradł mu wygraną. A przecież to jest główny warunek zrealizowania scenariusza kolorowej rewolucji. Myślę, że na placu zobaczymy tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy ludzi, dla których demokratyczna Białoruś i wartości zachodnie - wolność, demokracja - są kluczowe. Ale będą też rozczarowani, że znów nie wygrali.
Jest też opinia, że to nie wina polityków opozycji, że to się bierze z fazy rozwoju naszego społeczeństwa - nie da się ze średniowiecza przeskoczyć do nowoczesności.
AP:- Jak za 20 lat będzie się pisać o Łukaszence w podręcznikach historii Białorusi?
WB:- Myślę, że będzie przedstawiany jako człowiek, który wykorzystał słabość społeczeństwa obywatelskiego i zdobył władzę. Już sam fakt, że ktoś taki jak Łukaszenka został prezydentem, świadczy, że nie wszystko jest w porządku z naszym społeczeństwem. Mam nadzieję, że będzie się pisać, iż władza Łukaszenki była oznaką choroby, którą udało się przezwyciężyć, a Białoruś z kraju o rządach w stylu Ameryki Łacińskiej stała się państwem w pełni europejskim.
*Walery Bułhakau (ur. w 1974 r.) - politolog, doktor filozofii, redaktor niezależnego czasopisma "Arche". W 2010 roku Instytut Polski w Mińsku uhonorował go Nagrodą im. Jerzego Giedroycia
Rozmawiał Andrzej Poczobut
Źródło: Gazeta Wyborcza
17 grudnia 2010
Andrzej Poczobut: Ta kampania wyborcza była inna niż poprzednie. Władza nie przeszkadzała konkurentom Łukaszenki, którzy na żywo występowali w telewizji, odbyły się debaty. Białoruś staje się państwem demokratycznym?
Walery Bułhakau: Dla Łukaszenki te wybory stały się kartą przetargową, którą zamierza wykorzystać do polepszenia stosunków z Zachodem. I te zmiany, o których pan mówi, adresowane są przede wszystkim do zagranicy. Ale prawo wyborcze, sposób liczenia głosów, brak przedstawicieli opozycji w komisjach wyborczych, ograniczone prawa wewnętrznych obserwatorów - to wszystko pozostało bez zmian. Trudno więc mówić o demokracji.
AP:-Według różnych ośrodków Łukaszenka ma poparcie od 30 do ponad 70 proc. Czy może wygrać bez fałszerstw?
WB:- Ostateczną odpowiedź dałyby wolne wybory, ale nie wiem, czy za rządów Łukaszenki się ich doczekamy. Myślę, że jego rzeczywiste poparcie waha się w granicach 45-50 proc. I jestem w stanie uwierzyć, że 19 grudnia otrzyma, powiedzmy, 53 proc. i wygra w pierwszej turze. Ale on chce innych liczb i dlatego oficjalne sondaże mówią o ponad 70-proc. poparciu.
Jednak siła Łukaszenki to nie tylko fałszerstwa i monopolizacja mediów, które robią mu nachalną propagandę. Swoją rolę odgrywa też totalna indoktrynacja społeczeństwa. Szkoła, studia wyższe - tam od lat nie ma miejsca dla niezależnej aktywności społecznej, opozycyjności. Władze tego bardzo pilnują. I rośnie prołukaszenkowskie pokolenie. Z badań socjologicznych widać jednoznacznie, że młodzież w wieku 17-25 lat - czyli ta, która wyrosła przy Łukaszence - jest lojalna wobec reżimu. Tak, oni są bardzo prołukaszenkowscy.
Od 2008 roku, gdy Łukaszenka rozpoczął flirt z Zachodem, nie ma już brutalnych represji, a mimo to opozycja nie rośnie w siłę.
WB:- Opozycja jest podzielona, nie potrafiła wyłonić wspólnego kandydata na prezydenta. Ponadto kosztem zwiększenia długu zagranicznego (tylko w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy wzrosło ono o 17 proc. i do końca roku dług ma wynieść 26-28 mld dol.) Łukaszenka zdołał spełnić większość obietnic. Średnia płaca, co prawda tylko według rządowych statystyk, zbliża się do 500 dol. To nie jest poziom życia w Polsce czy Niemczech, ale zwykły Białorusin ma na przysłowiową wódkę i słoninę. I nie myśli o zmienianiu władzy.
AP:- Jaką rolę w tych wyborach odgrywa Rosja?
WB:- Putin, a później Miedwiediew obrali nowy kurs wobec Białorusi. Dlatego Łukaszenka zmienił politykę wobec Moskwy i zaczął się interesować ociepleniem stosunków z Zachodem. Podejmując w ciągu ostatnich miesięcy atak medialny na Łukaszenkę, Kreml chciał spowodować pęknięcia wewnątrz białoruskich elit rządowych, chciał doprowadzić do zmiany układu sił wewnątrz hierarchii. Ale mu się to nie udało, za to wzrosło ryzyko utraty przez Moskwę wszelkiego wpływu na Białoruś, bo Łukaszenka wyraźnie podryfował na Zachód. Symbolem tego stała się wizyta w Mińsku ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec. Całkowita utrata wpływu na Białoruś z punktu widzenia Kremla byłaby klęską i dlatego Moskwa postanowiła zrobić krok do tytułu.
AP:- Czyli zachodni politycy wsparli Łukaszenkę w jego walce z Kremlem?
WB:- Niewątpliwie. Jego nieoczekiwane zwycięstwo w sporze z Rosją, co zostało przypieczętowane niedawnym spotkaniem z Miedwiediewem, nie byłoby możliwe, gdyby nie oferta Unii Europejskiej zgłoszona w Mińsku przez Sikorskiego i Westerwelle. Ofiarowali oni 3 mld euro, jeżeli wybory będą demokratyczne. Ciekawe, że niemal tyle samo, a w wielkiej polityce nic nie jest przypadkowe, ofiarowała mu Rosja, proponując korzyści ze zniesienia ceł na ropę. Według pierwszych szacunków mają one wynieść 3,9 mld dol.
AP:- Czy wobec tego Łukaszence jeszcze jest potrzebny Zachód?
WB:- Myślę, że białorusko-rosyjskie relacje nie będą już tak dobre jak w roku 2002 czy 2005. Wtedy Rosja dotowała białoruską gospodarkę, a władza w Mińsku była bardzo odporna na zachodnią presję i chętnie uciekała się do represji wobec społeczeństwa. Do tego nie ma powrotu. Łukaszenka będzie dalej balansował pomiędzy Rosja a Zachodem. Ponadto antyzachodnia retoryka była adresowana do starszego pokolenia, wychowanego w ZSRR, które powoli odchodzi. Dla młodzieży i ludzi w wieku średnim, którzy noszą zachodnie ubrania, słuchają zachodniej muzyki i jeżdżą zachodnimi samochodami, ta retoryka jest mało zrozumiała i obca. Łukaszenka, który jest populistą, dobrze czuje, że antyzachodnie resentymenty w społeczeństwie się wyczerpują.
AP:- W niedzielę opozycja zwołuje zwolenników na centralny plac w Mińsku. Czym się te protesty skończą?
WB:- To będzie kulminacja kompanii wyborczej. Jednak wśród opozycyjnych kandydatów nie ma lidera, który mógłby powiedzieć 19 grudnia, że zwyciężył Łukaszenkę i ten ukradł mu wygraną. A przecież to jest główny warunek zrealizowania scenariusza kolorowej rewolucji. Myślę, że na placu zobaczymy tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy ludzi, dla których demokratyczna Białoruś i wartości zachodnie - wolność, demokracja - są kluczowe. Ale będą też rozczarowani, że znów nie wygrali.
Jest też opinia, że to nie wina polityków opozycji, że to się bierze z fazy rozwoju naszego społeczeństwa - nie da się ze średniowiecza przeskoczyć do nowoczesności.
AP:- Jak za 20 lat będzie się pisać o Łukaszence w podręcznikach historii Białorusi?
WB:- Myślę, że będzie przedstawiany jako człowiek, który wykorzystał słabość społeczeństwa obywatelskiego i zdobył władzę. Już sam fakt, że ktoś taki jak Łukaszenka został prezydentem, świadczy, że nie wszystko jest w porządku z naszym społeczeństwem. Mam nadzieję, że będzie się pisać, iż władza Łukaszenki była oznaką choroby, którą udało się przezwyciężyć, a Białoruś z kraju o rządach w stylu Ameryki Łacińskiej stała się państwem w pełni europejskim.
*Walery Bułhakau (ur. w 1974 r.) - politolog, doktor filozofii, redaktor niezależnego czasopisma "Arche". W 2010 roku Instytut Polski w Mińsku uhonorował go Nagrodą im. Jerzego Giedroycia
Rozmawiał Andrzej Poczobut
Źródło: Gazeta Wyborcza
17 grudnia 2010
Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/aktueller/0-402/859/3356
Текущая дата: 16.11.2024