W przeddzień wrześniowego długiego weekendu przedstawiciele bułgarskiej branży turystycznej podjęli protest. Z hasłami „Więcej państwa!” zablokowali drogę z Burgas do Słonecznego Brzegu. Zapowiedzieli dalsze protesty.
Jeden z uczestników blokady wykrzykiwał przed kamerą telewizyjną: „Dlaczego państwo buduje autostrady do Grecji? Należy zakazać tych wyjazdów. Niech ludzie przyjeżdżają nad nasze morze”.
Ale Bułgarzy już od lat wolą morze greckie i tureckie. Ceny są porównywalne, nawet niższe, jakość pobytu lepsza, obsługa uprzejma. Można nawet rozłożyć ręcznik na plaży, co jest trudne na bułgarskim wybrzeżu. Według danych branży turystycznej, które przytacza dziennik „Sega”, w sierpniu tego roku z ogólnej liczby około pół miliona turystów tylko 80 tys. było Bułgarami.
W tym roku po raz pierwszy od lat Bułgaria odnotowała spadek liczby turystów, nawet Rosjan, którzy w zasadzie czują się na bułgarskim wybrzeżu jak u siebie w domu; w ubiegłym roku ich liczba przekroczyła 700 tys. Instytut analiz turystyki mówi o 12-procentowym spadku, lecz według nieoficjalnych wypowiedzi przedstawicieli branży sytuacja jest znacznie gorsza. Oznacza to kłopoty dla dziedziny gospodarki, która w ostatnich latach zapewniała ok. 14 proc. PKB.
Przyczyną jest nie tylko sytuacja na Ukrainie i wysiłki rosyjskich władz, by przekierować własnych turystów na Krym. Według analityków bułgarska turystyka osiągnęła punkt krytyczny i czeka ją stagnacja.
Sądząc po wielu bardzo krytycznych publikacjach, krajowe media nagle dostrzegły to, co dla turystów, ekologów i architektów było oczywiste od lat: wybrzeże jest tak zabudowane, że przyroda zniknęła, kiczowate budynki w pięciu rzędach przypominają blokowiska dużych miast, większość z nich nie jest podłączona do sieci kanalizacyjnej. Tajemnicą publiczną jest, że wszystko idzie prosto do morza.
Zniknęła dobra kuchnia, w większości restauracji i barów dania są przygotowywane z półproduktów z dużych sieci handlowych. Bułgarskie wybrzeże nadal jest atrakcyjne dla młodych zwolenników alkoholowej turystyki - alkohol rzeczywiście jest tani.
Eksperci od lat przestrzegali, że Bułgaria przekształca się w kraj taniej alkoholowej turystyki dla cudzoziemców, co też się i stało. W osiedlach, takich jak Złote Piaski i Słoneczny Brzeg, zbudowanych w końcu lat 50. dla 15 tys. czy najwyżej 20 tys. turystów obecnie tłoczą się dziesięciokrotnie większe tłumy. Miejsc w hotelach jest więcej niż miejsc na plażach. Z kolei plaże, które zgodnie z konstytucją są wyłączną własnością państwa, są objęte w większości umowami koncesyjnymi, więc są płatne. Nieliczne wolne od opłat części plaż są zatłoczone.
„Chciwość doprowadziła do ślepoty, która (właścicielom hoteli i mieszkańcom wybrzeża-PAP) nie pozwala dostrzec, że sami sobie są winni” – pisze w analizie w dzienniku „Sega” Swetłana Georgijewa
„Ręka turystycznego bossa ma stale tkwić w kieszeni turysty i nigdy się stamtąd nie wysuwać" - dodaje znany dziennikarz Jasen Bojadżijew. Chodzi o absurdalne ceny za parkingi, za drogi do plaż, za nieliczne kempingi, ceny ustalane na zasadzie widzimisię bez jakiejkolwiek kontroli ze strony organów finansowych. To, że w obliczu spadku liczby turystów drastycznie obniża się cenę pokoi, świadczy o tym, że opamiętanie następuje, lecz za późno - zauważa w obszernej analizie „Osobliwości bułgarskiej turystyki morskiej” opublikowanej na stronie internetowej Reduta.
W bieżącym roku nastąpił nie tylko spadek liczby turystów, skurczył się także rynek nieruchomości na wybrzeżu czarnomorskim. Według finansowego tygodnika „Kapitał” spadek transakcji, dokonywanych przez Rosjan, odnotowuje się po raz pierwszy od sześciu lat. Przyczynami są konflikt rosyjsko-ukraiński oraz dewaluacja rubla. Najsilniejszy spadek - mimo obniżenia cen apartamentów - odnotowano na północnym wybrzeżu. Łącznie według ocen pisma spadek przekracza 10 proc.
Do Rosjan należy ok. 80 proc. nowo wybudowanych nieruchomości wakacyjnych w Bułgarii. W następnych latach rynek ten będzie wciąż silne od nich uzależniony, a ich trudności będą wpływać na bułgarską branżę turystyczną i budowlaną - pisze „Kapitał”.
Z Sofii Ewgenia Manołowa
PAP, 26 września 2014
Ale Bułgarzy już od lat wolą morze greckie i tureckie. Ceny są porównywalne, nawet niższe, jakość pobytu lepsza, obsługa uprzejma. Można nawet rozłożyć ręcznik na plaży, co jest trudne na bułgarskim wybrzeżu. Według danych branży turystycznej, które przytacza dziennik „Sega”, w sierpniu tego roku z ogólnej liczby około pół miliona turystów tylko 80 tys. było Bułgarami.
W tym roku po raz pierwszy od lat Bułgaria odnotowała spadek liczby turystów, nawet Rosjan, którzy w zasadzie czują się na bułgarskim wybrzeżu jak u siebie w domu; w ubiegłym roku ich liczba przekroczyła 700 tys. Instytut analiz turystyki mówi o 12-procentowym spadku, lecz według nieoficjalnych wypowiedzi przedstawicieli branży sytuacja jest znacznie gorsza. Oznacza to kłopoty dla dziedziny gospodarki, która w ostatnich latach zapewniała ok. 14 proc. PKB.
Przyczyną jest nie tylko sytuacja na Ukrainie i wysiłki rosyjskich władz, by przekierować własnych turystów na Krym. Według analityków bułgarska turystyka osiągnęła punkt krytyczny i czeka ją stagnacja.
Sądząc po wielu bardzo krytycznych publikacjach, krajowe media nagle dostrzegły to, co dla turystów, ekologów i architektów było oczywiste od lat: wybrzeże jest tak zabudowane, że przyroda zniknęła, kiczowate budynki w pięciu rzędach przypominają blokowiska dużych miast, większość z nich nie jest podłączona do sieci kanalizacyjnej. Tajemnicą publiczną jest, że wszystko idzie prosto do morza.
Zniknęła dobra kuchnia, w większości restauracji i barów dania są przygotowywane z półproduktów z dużych sieci handlowych. Bułgarskie wybrzeże nadal jest atrakcyjne dla młodych zwolenników alkoholowej turystyki - alkohol rzeczywiście jest tani.
Eksperci od lat przestrzegali, że Bułgaria przekształca się w kraj taniej alkoholowej turystyki dla cudzoziemców, co też się i stało. W osiedlach, takich jak Złote Piaski i Słoneczny Brzeg, zbudowanych w końcu lat 50. dla 15 tys. czy najwyżej 20 tys. turystów obecnie tłoczą się dziesięciokrotnie większe tłumy. Miejsc w hotelach jest więcej niż miejsc na plażach. Z kolei plaże, które zgodnie z konstytucją są wyłączną własnością państwa, są objęte w większości umowami koncesyjnymi, więc są płatne. Nieliczne wolne od opłat części plaż są zatłoczone.
„Chciwość doprowadziła do ślepoty, która (właścicielom hoteli i mieszkańcom wybrzeża-PAP) nie pozwala dostrzec, że sami sobie są winni” – pisze w analizie w dzienniku „Sega” Swetłana Georgijewa
„Ręka turystycznego bossa ma stale tkwić w kieszeni turysty i nigdy się stamtąd nie wysuwać" - dodaje znany dziennikarz Jasen Bojadżijew. Chodzi o absurdalne ceny za parkingi, za drogi do plaż, za nieliczne kempingi, ceny ustalane na zasadzie widzimisię bez jakiejkolwiek kontroli ze strony organów finansowych. To, że w obliczu spadku liczby turystów drastycznie obniża się cenę pokoi, świadczy o tym, że opamiętanie następuje, lecz za późno - zauważa w obszernej analizie „Osobliwości bułgarskiej turystyki morskiej” opublikowanej na stronie internetowej Reduta.
W bieżącym roku nastąpił nie tylko spadek liczby turystów, skurczył się także rynek nieruchomości na wybrzeżu czarnomorskim. Według finansowego tygodnika „Kapitał” spadek transakcji, dokonywanych przez Rosjan, odnotowuje się po raz pierwszy od sześciu lat. Przyczynami są konflikt rosyjsko-ukraiński oraz dewaluacja rubla. Najsilniejszy spadek - mimo obniżenia cen apartamentów - odnotowano na północnym wybrzeżu. Łącznie według ocen pisma spadek przekracza 10 proc.
Do Rosjan należy ok. 80 proc. nowo wybudowanych nieruchomości wakacyjnych w Bułgarii. W następnych latach rynek ten będzie wciąż silne od nich uzależniony, a ich trudności będą wpływać na bułgarską branżę turystyczną i budowlaną - pisze „Kapitał”.
Z Sofii Ewgenia Manołowa
PAP, 26 września 2014
Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/aktueller/12-402/26/27607
Текущая дата: 15.11.2024