"Tak się składa, że ostatnio częściej spotykamy się z dawnymi kolegami z ringów na smutnych uroczystościach, kiedy odchodzi jeden z nas. Łatwiej i przyjemniej byłoby porozmawiać gdzieś na kawie. A tymczasem żegnamy najbliższych, takich jak Jurek, którzy jeszcze przecież mogliby pożyć. Jak widać, wykruszamy się... Czas biegnie nieubłaganie" - powiedział PAP 73-letni Józef Grudzień, złoty medalista igrzysk w 1964 roku i srebrny cztery lata później.
W piątkowych uroczystościach pogrzebowych w stolicy uczestniczyło wielu dawnych mistrzów szermierki na pięści. W Katedrze Polowej Wojska Polskiego, gdzie odprawiona została msza święta, a następnie na cmentarzu Kuleja żegnali m.in. Marian Kasprzyk, Janusz Gortat, Jerzy Rybicki, bracia Paweł i Grzegorz Skrzeczowie oraz Henryk Średnicki.
"Kłopoty zdrowotne zatrzymały niestety Leszka Drogosza i Zbyszka Pietrzykowskiego. Inaczej na pewno byliby dzisiaj z nami" - dodał Grudzień.
"Kulej był wyjątkowym i wspaniałym człowiekiem. Potrafił przekazywać młodszym swe umiejętności, dostrzegać niuanse ringowej batalii. Znaliśmy się 40 lat, a pierwsze spotkanie miało miejsce na zgrupowaniu w Cetniewie. Na początku lat 70. boksowaliśmy w jednym miejscu, w Warszawie - on kończący karierę w meczu ligowym, a ja w spotkaniu młodzieży ze stolicy i Śląska" - wspominał w rozmowie z PAP mistrz świata z 1978 roku Średnicki.
W ostatniej drodze Kuleja uczestniczyli m.in. premier Donald Tusk, minister sportu i turystyki Joanna Mucha, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzej Kraśnicki, aktor i przyjaciel zmarłego Daniel Olbrychski. Nie zabrakło przedstawicieli innych dyscyplin, byłych znakomitych sportowców: lekkoatletki Ewy Kłobukowskiej, skoczka narciarskiego Wojciecha Fortuny, zapaśnika Andrzeja Suprona, piłkarza Henryka Kasperczaka, pięcioboisty Dariusza Goździaka czy gimnastyczki Barbary Ślizowskiej.
Najliczniej reprezentowane było środowisko pięściarskie. Nie zabrakło tzw. średniego pokolenia, wicemistrza świata Tomasza Borowskiego i brązowego medalistę olimpijskiego z Barcelony Wojciecha Bartnika, a także najmłodszych bokserów, m.in. byłego mistrza Europy zawodowców Rafała Jackiewicza.
"Jurek Kulej był postacią nietuzinkową i wspaniałą. Będzie nam go bardzo brakować, zostawił po sobie dużą pustkę i żal. Na pewno pozostała po nim olbrzymia wiedza; pokazywał młodszym jak żyć, jak oceniać życie" - mówił Andrzej Gmitruk, trener i menedżer bokserski.
Kuleja wspominał też inny dawny szkoleniowiec reprezentacji Polski, a później prezes PZB Czesław Ptak. "Był tytanem pracy, a treningi i sparingi traktował jak najważniejsze pojedynki. Miał niesamowity temperament, żywiołowy, zawsze miał coś do zrobienia, nie potrafił usiedzieć w miejscu. Współpracowaliśmy jako szkoleniowcy - ja prowadziłem pierwszą kadrę narodową, Jurek - młodzieżową. Bardzo dobrze uczył zadawanie ciosów lewych i prawych prostych, uderzania z kontry, choć sam cały czas walczył w półdystansie" - powiedział PAP Ptak, znający Kuleja równo od pół wieku.
Na pogrzebie Kuleja było mnóstwo jego kibiców, sympatyków boksu. Jeden z nich, Marek Chmiel, obecnie prowadzi klub karate kyokushinkai w Londynie. "W 1988 roku pracowałem z Jurkiem na... budowie w brytyjskiej stolicy. Nie zawsze mu się układało w życiu, akurat wtedy upadła prowadzona przez niego restauracja, więc ciężką pracą fizyczną zarabiał na chleb. Nie mieliśmy kwalifikacji murarskich, więc dźwigaliśmy na drugie-trzecie piętro cegły i piasek. Ale mieliśmy dobrą kondycję, więc sobie poradziliśmy.
- Nasza znajomość przetrwała prawie ćwierć wieku. Jeszcze w niedzielę, kilka dni przed śmiercią, widziałem się z Kulejem. Był już bardzo słabiutki, mówił niewiele. Miał przy sobie przez lata wspaniałą osobę, Alę Kubicką, on była dla niego ostoją. Pamiętam słowa chorego Jurka: Alusia, co robimy dalej? A ona na to: Walczymy Jureczku, walczymy" - wspomina Chmiel.
O Kuleju mówił też mieszkaniec Warszawy, 76-letni Janusz Tomaszewski. "Pamiętam jak przyjechał ze swoją mamą w 1960 roku z Częstochowy do stolicy. Nie tylko znakomicie boksował, ale też świetnie pływał, skakał do wody. Z kolegami organizował takie niebezpieczne zawody na Wiśle, przepływali pod barką. Jeden z pięściarzy przypłacił taką rywalizację życiem. A już po latach, w 2010 roku, spotkałem się z nim na turnieju imienia Feliksa Stamma. Kulej spytał mnie: Janusz, to ile lat już się znamy? Odparłem, że 50. A on na to: To ja jestem taki stary? Nigdy nie brakowało mu poczucia humoru" - zaznaczył Tomaszewski.
"Niedawno odeszli Walasek, Paździor, Olech i Słowakiewicz. Można przypuszczać, że legendarny trener Feliks Stamm tworzy teraz tam, w niebie, drużynę marzeń" - mówił w Katedrze Polowej Wojska Polskiego obecny prezes Polskiego Związku Bokserskiego Rybicki, mistrz olimpijski z 1976 roku.
Koncelebrujący mszę księża podkreślali, że występy dwukrotnego mistrza olimpijskiego były źródłem narodowej dumy, a zmarły 13 lipca Kulej dla wielu polskich młodych sportowców był i pozostanie niedoścignionym wzorem.
"Dla nas wszystkich pozostanie pan ideałem, który nigdy nie padł na deski. Dziękuję za pana pasję, oddanie i entuzjazm. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci" - powiedziała minister Mucha.
Wybitny sportowiec urodził się 19 października 1940 roku w Częstochowie. Stoczył 348 walk w karierze; 317 wygrał, sześć zremisował, 25 przegrał. Nigdy nie leżał na deskach ringu. Oprócz złotych medali olimpijskich, które zdobył w Tokio (1964) i Meksyku (1968), w dorobku miał tytuły mistrza Europy (1963, 1965) i wicemistrza (1967). Był absolwentem warszawskiej AWF, a w latach 2001-2005 posłem na Sejm.
20 lipca 2012, Warszawa
PAP