Chyba zbyt szybko odtrąbiliśmy upadek reżimu Muammara Kaddafiego. Dziś bardziej prawdopodobne wydaje się, że Libia na dłużej ugrzęźnie w wojnie domowej, podzielona na dwie części, a głównym terenem walk będą terminale naftowe pośrodku wybrzeża.
Kaddafi teoretycznie wciąż dysponuje silną armią, zdolną do przeprowadzenia ofensywy na zbuntowaną wschodnią Cyranejkę. Wstrzymuje go zapewne strach przed reakcją świata, a także niepewność co do morale własnego wojska. Ostatnie dni po raz kolejny udowodniły bowiem, że gorzej uzbrojeni i wyszkoleni powstańcy są jednak niesamowicie zdeterminowani. Wiedzą, że tak naprawdę walczą o życie. Cyranejczycy nie mają złudzeń, jak okrutna zemsta czekałaby ich ze strony dyktatora, gdyby przegrali tę batalię. Z sytuacji zdaje sobie sprawę również Kaddafi, który raczej się nie łudzi, że byłby w stanie zdobyć 600-tysięczne Benghazi, bastion rewolty. Atak na to miasto, jeśli by w ogóle do niego doszło, oznaczałby walkę o każdą ulicę, każdy dom, i tysiące ofiar. Na taką operację najzwyczajniej Kaddafi nie ma siły.
Społeczność międzynarodowa również jest w kropce. Dopóki reżim nie zainicjuje krwawej ofensywy przeciwko Benghazi, raczej nie ma szans na zbrojną interwencję pod skrzydłami ONZ. Mówi się co prawda o ustanowieniu zakazu lotów nad Libią, by uniemożliwić Kaddafiemu bombardowanie oddziałów powstańczych, jednak ktoś musiałby ten zakaz wyegzekwować – zapewne Amerykanie. To jednak oznaczałoby trzecią kosztowną wojnę USA w ostatnich dziesięciu latach, na dodatek po raz kolejny w islamskim kraju.
Ciekawie rozwija się sytuacja w krajach, które jako pierwsze obaliły dyktatorów. Po okresie uspokojenia Arabowie znowu naciskają tymczasowe rządy, by szybciej przeprowadzały transformację. W Tunezji premier Mohammed Ghannouchi zmuszony został do dymisji i zastąpił go Caid Essebsi, który ma doprowadzić kraj do lipcowych wyborów. Nowy szef rządu ma jednak 84 lata i jego mianowanie jest uważane przez wielu młodych i wykształconych Tunezyjczyków za kiepski żart.
W Egipcie premier Ahmed Shafiq również podał się do dymisji. Co prawda, faktyczną władzę pełnią dziś w Kairze wojskowi, jednak i oni wciąż muszą zmagać się z protestami, mimo że zapowiedzieli na 19 marca referendum konstytucyjne. W ostatnich dniach tłumy ludzi szturmowały siedziby tajnej policji w Aleksandrii i Kairze, gdzie palono kompromitujące akta. Widać wyraźnie, że Arabowie naprawdę wzięli sprawy w swoje ręce.
Marek Kęskrawiec
8 marca 2011
Tygodnik Powszechny
Społeczność międzynarodowa również jest w kropce. Dopóki reżim nie zainicjuje krwawej ofensywy przeciwko Benghazi, raczej nie ma szans na zbrojną interwencję pod skrzydłami ONZ. Mówi się co prawda o ustanowieniu zakazu lotów nad Libią, by uniemożliwić Kaddafiemu bombardowanie oddziałów powstańczych, jednak ktoś musiałby ten zakaz wyegzekwować – zapewne Amerykanie. To jednak oznaczałoby trzecią kosztowną wojnę USA w ostatnich dziesięciu latach, na dodatek po raz kolejny w islamskim kraju.
Ciekawie rozwija się sytuacja w krajach, które jako pierwsze obaliły dyktatorów. Po okresie uspokojenia Arabowie znowu naciskają tymczasowe rządy, by szybciej przeprowadzały transformację. W Tunezji premier Mohammed Ghannouchi zmuszony został do dymisji i zastąpił go Caid Essebsi, który ma doprowadzić kraj do lipcowych wyborów. Nowy szef rządu ma jednak 84 lata i jego mianowanie jest uważane przez wielu młodych i wykształconych Tunezyjczyków za kiepski żart.
W Egipcie premier Ahmed Shafiq również podał się do dymisji. Co prawda, faktyczną władzę pełnią dziś w Kairze wojskowi, jednak i oni wciąż muszą zmagać się z protestami, mimo że zapowiedzieli na 19 marca referendum konstytucyjne. W ostatnich dniach tłumy ludzi szturmowały siedziby tajnej policji w Aleksandrii i Kairze, gdzie palono kompromitujące akta. Widać wyraźnie, że Arabowie naprawdę wzięli sprawy w swoje ręce.
Marek Kęskrawiec
8 marca 2011
Tygodnik Powszechny
Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/aktueller/3-/721/4975
Текущая дата: 25.11.2024