Duże siły policyjne w centrum Warszawy. To reakcja na protest przedsiębiorców. - Państwo PiS się wali na naszych oczach - wykrzykiwał Paweł Tanajno, rozpoczynając strajk.
W trakcie marszu w kierunku pałacu prezydenckiego Paweł został zatrzymany pod zarzutem naruszenia nietykalności cielesnej policjanta.
- Nadchodzi zmierzch reżimu kaczora. Ten bój nie odbędzie się na ulicach. Nie będzie tu czołgów. Ten bój o wolną Polskę odbędzie się w naszych sercach - nawoływał Paweł Tanajno, a więc jeden z organizatorów strajku, rozpoczynając protest.
- Wiemy, że państwo PiS zbankrutowało. Tracimy pracę, firmy. Pomoc jest pozorna. Mamy szansę walczyć o coś więcej. Domagajmy się wolności, ochrony własności - wskazywał. - Nie możemy być ciągle na kolanach przed politykami.
Strajk przedsiębiorców wystartował po godzinie 14:00. Zebrało się stosunkowo niedużo ludzi. Z obrazków przekazywanych przez media wynikało, że mogło ich być około stu. W tle można było usłyszeć lecącą z głośników najnowszą piosenkę Kazika pt. "Twój ból jest mniejszy niż mój".
Po ostatnich starciach z policją i tym razem zapowiadało się, żę będzie gorąco. Wcześniej przedstawiciele policji ostrzegali, że jeśli dojdzie do jakiegokolwiek zgromadzenia, będzie ono nielegalne. Oficjalnie żadne nie zostało zarejestrowane.
Od samego początku przekazujemy przy użyciu systemu nagłośnienia jasne komunikaty, że taka forma protestu narusza prawo, a uczestnicy powinni się rozejść. To także jest celowo lekceważone. Później słyszymy, że policja uniemożliwia opuszczenie komuś terenu.
- Zgromadzenie mamy legalne, a w świetle rozporządzeń sanitarnych będziemy również działać zgodnie z prawem - zapewniał Paweł Tanajno. - Policja kłamie. Łamie prawo - podkreślał.
Czego chcą demonstrujący?
Przedsiębiorcy na strajk zabrali ze sobą kwiaty i znicze. Ułożyli z nich krzyż. Miało to być symbolizować bezradność rządu. To wyraz sprzeciwu wobec działania władzy, który ich zdaniem popełniła błąd dokonując tak drastycznego zamrożenia gospodarki. Wskazują też, że odmrażanie idzie zbyt wolno.
- W wypadkach umiera więcej osób niż na koronawirusa. To samo z rakiem. Postulat gospodarczy zamyka się w czymś co jest fundamentem. Chcemy ochrony własności. Rząd już zamierza wprowadzać ustawy, które pozwolą zajmować majątki przedsiębiorców - mówił Paweł Tanajno.
Podkreślał, że tak jak wczasach PRL-u, rząd ściga przedsiębiorców i nakłada tak dużo regulacji, że nie da się normalnie prowadzić działalności.
Zebrani przedsiębiorcy podkreślali też, że kierowana do nich pomoc jest niewystarczająca. Jedna z uczestniczek w rozmowie wskazała, że rząd chwali się dużą liczbą składanych wniosków, ale pomija fakt, że mało z nich jest rozpatrywanych, urzędnicy bawią się w biurokrację, a ostateczne dofinansowanie do wynagrodzeń pracowników czy kilka tysięcy złotych wsparcia to za mało.
Organizatorzy zapewniali, że będą zachowywać odległość 2 metrów od siebie, by nikt im nie zarzucił łamania zasad. Faktycznie, początkowo, ludzie zgromadzeni na placu byli rozproszeni, choć robił się z czasem tłoczno. Policja Stołeczna na twitterze zauważała jednak, że odpowiedni dystans nie jest zachowywany.
Uczestnicy tego nielegalnego zgromadzenia byli wielokrotnie informowani o odpowiedzialności, jaka grozi za naruszanie przepisów sanitarnych i zakazu zgromadzeń. Nikt nie powinien mieć pretensji, że kierowane są wnioski do sądu i stosowne informacje do służb sanitarnych.
Z megafonów policyjnych dochodziły nawoływania do stosowania się do zasad związanych ze stanem epidemii. Chodzi o niegromadzenie się i noszenie maseczek. Na miejscu był "zespół antykonfliktowy policji". Mieli niebieskie kamizelki i zadanie by dbać o to, żeby nie doszło do podobnych scen jak sprzed tygodnia.
Przedsiębiorcy dosyć szybko zebrali się i ruszyli w stronę pałacu prezydenckiego. Policja starała się wstrzymywać ruch, legitymując osoby, które były na proteście.
Cały plac Defilad był szczelnie obstawiony przez policję. Służby początkowo były nieco zaskoczone wymarszem, ale blokowane były kolejne większe grupy protestujących.
Policja interweniuje
Z czasem rosło napięcie. Policjanci w pewnym momencie otoczyli m.in. Pawła Tanajno i doszło do interwencji. Po chwili został wypuszczony, po czym wszedł do jednej z pobliskich restauracji i chwilowo marsz został zatrzymany. Wokół restauracji zebrało się sporo policjantów, którzy pilnowali wejścia.
- Kilku oficerów mnie napadło - skomentował zajście Paweł Tanajno. Tłumaczy, że szedł po prostu chodnikiem w związku z rozejściem się po zgromadzeniu na placu Defilad. Sugerował, że idzie do domu, kierując się w stronę pałacu prezydenckiego.
Ze słów organizatora strajku wynikało, że formalnie demonstracja już się zakończyła. Tym samym wskazywał, że interwencje policji są nieuzasadnione.
Policja starała się otoczyć większe grupy demonstrantów. Jednak nie do końca sobie z tym radziła, bo protestujący tłumaczyli się, że po prostu spacerują, niezależnie od strajku. W pewnym momencie okazało się, że grupka otoczonych osób była mniejsza niż liczba otaczających ich policjantów.
Funkcjonariuszy było tak wielu, że starali się odcinać kolejne drogi prowadzące w kierunku pałacu prezydenckiego.
Policja w pewnym momencie informowała przez megafon, że może użyć środki przymusu bezpośredniego, jeśli nie dojdzie do rozejścia się zgromadzenia. Jednocześnie Paweł Tanajno podkreślał cały czas, że nie ma już formalnie żadnego strajku, a on tylko wraca do domu.
Niestety konieczne jest działanie policjantów w pododdziałach zwartych. Osoby naruszające prawo zostaną wylegitymowane. Kierowane będą wnioski o ukaranie do sądu. Przypominamy, że w pododdziałach zwartych policjanci nie muszą nosić imienników.
Po kilkudziesięciu minutach funkcjonariusze wyprowadzili Pawła Tanajno poza kordon, wsadzili do samochodu i wywieźli.
"Nie będzie przyzwolenia na atakowanie policjantów. Jeżeli ktoś wyciąga rękę na funkcjonariusza, zmusza nas do zdecydowanej reakcji. Potwierdzamy, że w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej policjanta zatrzymany został Paweł Tanajno" - czytamy w komunikacie policji.
Razem z organizatorem szło wielu dziennikarzy. Wszyscy na długi czas zostali razem z garstką protestujących otoczeni przez policję, bez możliwości opuszczenia tego miejsca.
Co na to wszystko policja? "Zawsze reagujemy na naruszenie prawa. Gdy prawo nie jest łamane skupiamy się na bezpieczeństwie uczestników" - czytamy w komunikacie KSP.
Policjanci cały czas kierują się zasadami obiektywizmu i braku zaangażowania o charakterze politycznym. Zabezpieczamy w Warszawie każdego roku setki zgromadzeń. Zawsze reagujemy na naruszenie prawa. Gdy prawo nie jest łamane skupiamy się na bezpieczeństwie uczestników.
Wśród protestujących można było też znaleźć polityków.
- Utrudnia się pracę dziennikarzy. To co robi policja jest skandaliczne. Mam wrażenie, że od kilku lat funkcjonariusze w sposób bezprawny stosują środki przymusu bezpośredniego - skomentował sytuację poseł PO Michał Szczerba.
- Działania policji są bezprawne - przyznał w odpowiedzi na pytania jednego z dziennikarzy. Przypomniał, że tydzień temu wobec dzieci czy kobiet użyto gazu łzawiącego.
Na proteście znalazł się też senator Jacek Bury, o którym było głośno przy okazji poprzedniego strajku. Wtedy wobec niego interweniowali policjanci i mieli go zatrzymać, mimo posiadania immunitetu.
Senator zauważył, że policja otaczając dziennikarzy i demonstrantów stwarza zagrożenie epidemiczne.
Damian Słomski
Money.pl, 23 maja 2020
Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/aktueller/3-402/42/53666
Текущая дата: 26.11.2024