Белорусский портал в Казахстане

Czy wolny handel jest passé?



(Rzeczpospolita) 26 listopada 2010

Ostatni kryzys i ogłoszona przez część uczestników rynku utrata reputacji przez Światową Organizację Handlu nie oznaczają końca ery wolnego handlu na świecie.

Rozwój wolnego handlu jest potrzebny do dalszego sprawnego działania gospodarki światowej w czasie wychodzenia z kryzysu. Zarówno z punktu widzenia krajów bogatych, jak i rozwijających się stłumienie tendencji protekcjonistycznych jest wielką szansą na powiększenie eksportu.

Przed ostatnim szczytem G20 w Seulu na świecie znów odżyły obawy o wzrost protekcjonizmu. Powodem są manipulacje Chin kursem walutowym i sprowokowanie innych do dewaluacji swoich walut, co skłoniło kraje do sięgania po tradycyjne formy protekcjonizmu, podniesienie ceł.

Wielki kryzys gospodarczy i, jak się powszechnie uważa, utrata reputacji przez Światową Organizację Handlu (WTO) nie oznaczają końca ery wolnego handlu na świecie.

Wyzwania wobec protekcjonizmu

Trudności gospodarcze wielu państw nie wywołały w kryzysie wojen handlowych i naruszenia zasad WTO. Dzięki temu po dwóch latach powróciło ożywienie gospodarcze. Po największym załamaniu handlu, o 12,2 proc. w 2009 r., przewidywany jest szybki wzrost o 13,5 proc. w 2010 r.

W przeciwieństwie do protekcjonistycznej polityki zubażania sąsiadów i dezintegracji politycznej w latach 30. XX w., obecnie państwa uniknęły działań odwetowych w handlu międzynarodowym dzięki ścisłej współpracy.

Spotkania przywódców najbogatszych państw świata – G20 – podnoszą rangę wolnego handlu na świecie, ale nie zapobiegły „pełzającej protekcji”. Nie ma woli politycznej dla poparcia dalszej liberalizacji handlu.

Paradoksalnie to w kryzysie niezbędne są kroki w kierunku otwarcia rynków, by przyspieszyć wzrost gospodarczy. Jak podano w opublikowanym ósmym raporcie Global Trade Alert, od czerwca 2010 r., tj.od szczytu G20 w Toronto, państwa grupy wdrożyły ponad 111 środków polityki handlowej, z których większość stanowiły środki taryfowe.

Kraje G20 mimo deklaracji z Toronto o powstrzymaniu się od wzmacniania istniejących lub tworzenia nowych barier w przepływie inwestycji oraz handlu towarami i usługami do końca 2013 r. dały tym samym wyraz słabej woli w oparciu się tendencjom protekcjonistycznym.

W niektórych krajach istnieje potrzeba jaśniejszego wskazania korzyści z liberalizacji handlu, w szczególności przy rosnącym bezrobociu i zróżnicowaniu dochodów. Nie przekonywujące są argumenty na rzecz wolnego handlu wyjaśnione teorią korzyści komparatywnych – że każdy zyska.

Samej teorii nie można podważyć, ale argumenty na rzecz wolnego handlu nie są pocieszeniem dla społeczeństw krajów bogatych, z których przeniesiono produkcję do biednych – co jest jak najbardziej odzwierciedleniem korzyści komparatywnych – jak i dla osób, które straciły pracę w kraju, z którego wyprowadzono miejsca pracy, których nie stać na kupno wielu artykułów, mimo że są tańsze.

Trudno radzić krajom ubogim, by zajęły się produkcją orzeszków ziemnych w zamian za kupno tanich wyrobów przemysłowych z krajów bogatych. Korzyści komparatywne nie są jednakowo intratne dla wszystkich państw. Pewne sektory gospodarki będą przynosiły większe zyski, w szczególności te absorbujące większy postęp technologiczny, dlatego nie uda się zlikwidować nierówności dochodowych wyłącznie przez wymianę handlową, przy utrzymaniu tezy o korzyściach z handlu dla wszystkich.

Nowa geografia gospodarcza, której autorem jest noblista Paul Krugman, potwierdza proces globalnego rozproszenia przemysłu i obniżki wynagrodzeń w krajach bogatych.

Wolny handel nie jest obecnie popularny w USA czy w Europie. W Toronto to Stany zrezygnowały z ustalenia terminu zakończenia Rundy Rozwojowej z Doha. Zamiast konkretnych decyzji o liberalizacji handlu USA ogłosiły gotowość do zawarcia kolejnej umowy o wolnym handlu z Koreą Płd. Co prawda kraje nie wycofały się z idei wolnohandlowych, ale nie podjęły nowych działań. Ameryka zwiększyła ilość postępowań i zamierza wzmocnić procedury antydumpingowe.

Płatnicza i handlowa nierównowaga globalna oraz rosnący deficyt handlowy USA sprzyjają wzrostowi protekcjonizmu.

Przywódcy państw G20 zgodzili się na obniżenie nadwyżki na rachunku obrotów bieżących, podejmując reformy strukturalne dla wsparcia większego popytu krajowego, podczas gdy kraje z deficytem bilansu handlowego zwiększą oszczędności krajowe i podniosą ich konkurencyjność eksportu.

Ale zamiast redukowania, obecne tendencje świadczą raczej o wzroście nierównowagi. W 2010 r. w Niemczech, Chinach, Japonii eksport nadal przewyższa import.

Groźba powtórki kryzysu żywnościowego z lat 2007 – 2008 rośnie w wyniku słabych zbiorów pszenicy w dotkniętych suszą Rosji i Ukrainie oraz utraty zapasów ziarna w powodzi w Azji. Rosja już wprowadziła zakaz eksportu do końca 2011 r.

Kryzys WTO?

W porównaniu z innymi organizacjami międzynarodowymi WTO odniosła ogromny sukces. A jednak powszechnie uważa się, że organizacja utraciła swoją reputację.

Najczęściej opinie te wynikają z niemożności zakończenia kolejnej, dziewiątej rundy wielostronnych negocjacji handlowych, nazwanej Rundą Rozwojową z Doha. GATT, poprzednik WTO, działał sprawnie, mimo udziału państw o zróżnicowanych interesach, rynkach i sile przetargowej w liberalizacji. Z jednej strony były tam USA i kraje Europy Zachodniej, a z drugiej kraje Afryki, niemające wiele do zaoferowania w dostępie do rynku. GATT odniósł sukces, bo jego członkowie nie musieli przestrzegać wszystkich zasad.

Ale czy na początku XXI w. międzynarodowa architektura światowego handlu jest wystarczająca? Pytanie jest zasadnicze w momencie, gdy rośnie zainteresowanie krajów nie tylko protekcjonizmem, ale ponowną regulacją międzynarodowego przepływu kapitału.

Kryzys pokazał znaczenie WTO i liberalizacji wielostronnej. Jednostronne otwarcie rynków przez niektóre państwa miało w ostatnich latach świadczyć o utracie reputacji przez WTO.

Tymczasem kryzys udowodnił, że jednostronną liberalizację można bardzo szybko odwrócić. Państwa, w szczególności rozwijające się i nowouprzemysłowione, wycofując się z wcześniejszej liberalizacji, podniosły jednostronnie wcześniej obniżone cła, wprowadziły subsydia eksportowe, postępowania antydumpingowe i inne bariery pozataryfowe. Związanie ceł na forum WTO, a więc uzgodnienie maksymalnego poziomu ceł, skutecznie hamowało falę nieskoordynowanego protekcjonizmu. Zalety wiązanej liberalizacji uwidoczniły się dopiero w kryzysie.

Kraje bogate zastosowały rozmaite środki protekcjonistyczne, najczęściej pozacelne, jak uprzywilejowanie narodowych firm w kontraktach publicznych i przy udzielaniu kredytów, podczas gdy kraje rozwijające się wykorzystały opcję podwyższania ceł niezwiązanych.

W dziedzinach, których nie uregulowano precyzyjnie w WTO, kryzys pokazał słabość rozwiązań międzypaństwowych. Porozumienie o zamówieniach publicznych jest przykładem umowy, która nie została podpisana przez wszystkich członków WTO.

Zawiera bardzo wiele wyjątków dla państw sygnatariuszy i nie dawała podstaw do skarg przeciwko hasłu Buy American użytemu przez USA, ponieważ główni eksporterzy żelaza i stali na rynek amerykański nie są członkami porozumienia o zamówieniach publicznych (np. Brazylia, Chiny, Indie, Meksyk, Rosja).

Przesadnie podkreśla się spadek znaczenia USA jako hegemona, który nie tylko uczestniczył w stworzeniu, ale i utrzymaniu system handlu. Jednak żaden inny kraj nie jest w stanie zastąpić Ameryki w sprawowaniu globalnego przywództwa.

Po pierwsze najpoważniejsi kandydaci do tego miana nie są zainteresowani ponoszeniem wysokich kosztów dominacji na świecie. Po drugie większość kandydatów jest za słaba politycznie i ekonomicznie.

UE jest regionem o starzejącym się społeczeństwie, niejednolitym politycznie, z defensywną postawą w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego. Chiny i Indie zajęte są bardziej przyciąganiem kapitału zagranicznego.

Większość krajów rozwijających się nadal niechętnie angażuje się w liberalizację usług do czasu większej jasności w sprawie ustępstw w handlu rolnym.

Źródłem osłabienia WTO jest blokowanie negocjacji przez kraje rozwijające się, które nie stanowią jednolitej grupy. Część z nich to coraz silniejsze kraje nowouprzemysłowione, a pozostałe są znacznie biedniejsze, eksportujące jeden lub dwa produkty i mające niewiele do zaoferowania w negocjacjach. Część z tych państw odnotowuje niski wzrost lub spadek PKB, a ich eksport oparty jest głównie na jednostronnych preferencjach udzielonych przez USA czy UE. Dla tych państw system regulacji WTO w dużej mierze jest bez znaczenia.

Rosnące zainteresowanie członkostwem w WTO i przynależność 153 państw do organizacji oznacza zróżnicowanie ich interesów. Kraje rozwijające się mogą skutecznie blokować proces wolnego handlu, gdy ich postulaty nie są spełniane.

Co dalej

Wolny handel nie jest popularny w USA z uwagi na strach przed utratą miejsc pracy. Wśród priorytetów prezydenta Obamy na 2010 r. znalazły się nie polityka handlowa, ale opieka zdrowotna, reforma finansów publicznych i zmiany klimatyczne.

Słabe zainteresowanie Stanów negocjacjami Rundy z Doha wynika ze słabej oferty krajów wschodzących, szczególnie Chin. Nowe umowy handlowe musiałyby prowadzić do wzrostu zatrudnienia i podwojenia eksportu. Dla ostudzenia nastrojów protekcjonistycznych Barack Obama w 2010 r. ogłosił strategię podwojenia eksportu USA w najbliższych pięciu latach, ale bez wskazania produktów i usług, których miałby to dotyczyć. Wspomniano jedynie o konieczności wzrostu eksportu artykułów rolnych, co może być trudne z uwagi na istniejące ograniczenia importowe wielu państw, szczególnie UE i Indii, które nie zamierzają ustąpić w kwestii otwarcia swojego rynku na artykuły rolne.

Chiny nie przedstawiły dotąd nowych koncesji dostępu do rynku, bo zliberalizowały handel w większym stopniu niż pozostałe kraje wschodzące, przystępując do WTO w 2001 r. Natomiast po dziewięciu latach wielostronnych negocjacji handlowych w ramach Rundy z Doha Chiny zajmują czołowe miejsce w światowym systemie handlu.

Zwiększyły eksport z 267 mld dol. w 2001 r. do ponad 1500 mld dol. w 2010 r. Korzystają więc z dobrodziejstw systemu WTO, nie wnosząc nic nowego do negocjacji w ramach Rundy.

USA domagają się przystąpienia Chin do umów WTO, w szczególności do porozumienia w sprawie zamówień publicznych, zapewniających nabywanie przez władze prowincji i rząd usług zagranicznych koncernów oraz tzw. porozumień sektorowych dotyczących przemysłu samochodowego, chemicznego czy elektronicznego, co oznaczałoby brak możliwości ochrony danego sektora przed zagraniczną konkurencją.

Chiny traktowane jako gospodarka nierynkowa do 2015 r. podlegają ostrzejszym przepisom antydumpingowym. Gdyby USA uznały gospodarkę chińską za rynkową, Chiny mogłyby udzielić dalszych koncesji dostępu do rynku.

Zakończenie Rundy Rozwojowej z Doha przyczyniłoby się do powstania globalnych korzyści sięgających 160 mld dol. będących skutkiem zmniejszenia ceł na artykuły rolne i przemysłowe, liberalizacji usług, wzmocnienia roli Światowej Organizacji Handlu, nie tylko w ograniczaniu protekcjonizmu, ale również w utrzymaniu stabilnych zasad handlu międzynarodowego.

Sukces zwiększyłby wiarygodność przywódców G20, którzy na kolejnych szczytach zobowiązali się do zamknięcia negocjacji. Załamanie negocjacji nie oznacza jednak końca światowego systemu handlu uregulowanego w ramach WTO, która funkcjonuje jako organizacja międzynarodowa nadzorująca wymianę informacji i system rozstrzygania sporów.

Istnieje niebezpieczeństwo powrotu do poprzedniego prowizorium prawnego, jakim był GATT – powrotu do wyłączenia wielu sektorów i państw z liberalizacji handlu, co nie wróży dobrze utrzymaniu otwartości rynków w czasie, gdy coraz częściej państwa deklarują gotowość do ograniczenia międzynarodowych przepływów kapitału i transakcji na rynkach finansowych.

Rosnąca grupa krytyków wolnego handlu najczęściej niewiele może zaproponować w sprawie ożywienia gospodarczego ani też empirycznie udowodnić, że protekcjonizm jest korzystniejszy od otwartości rynków. Trudno dyskutować z ekonomistami, którzy nie przyjmują żadnych argumentów na rzecz wolnego handlu.

Być może jedyną wówczas obroną przed atakami przeciwników wolnego handlu są słowa Krugmana, który argumenty zwolenników protekcji określił jako „retorykę znajdującą oddźwięk wśród tych, którzy chcą uchodzić za wyrafinowanych, nie wysilając zbytnio umysłu”.

Autorka jest adiunktem w Katedrze Integracji Europejskiej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie
Rzeczpospolita
26 listopada 2010

Ссылка на текущий документ: http://belarus.kz/pages/print/1/1024
Текущая дата: 22.12.2024