Popołudniowa gazeta publikuje w poniedziałek rozmowę z Sarkozym, przeprowadzoną zaraz po czwartkowo-piątkowym szczycie w Brukseli, który zapowiadano jako spotkanie "ostatniej szansy" w sprawie kryzysu zadłużenia w eurogrupie.
Pytany przez "Le Monde", czy po tym spotkaniu ryzyko rozpadu UE przestało być realne, Sarkozy odparł: "Chciałbym móc powiedzieć, że zostało ono zupełnie oddalone. Jednak powstrzymam się od tego".
I dodał: "Zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić. (...). Ten szczyt (brukselski) wyznacza decydujący etap prowadzący do integracji europejskiej. Z tego powodu stwarza on warunki do ożywienia (gospodarki) i wyjścia z kryzysu".
"Trzeba dostrzec, że rodzi się właśnie inna Europa: Europa eurogrupy, której hasłami będzie zbieżność ekonomii, reguł budżetowych i podatkowych" - zauważył Sarkozy.
Podkreślił, że umowa brukselska przyniosła wzmocnienie solidarności europejskiej i demokratycznych procedur podejmowania decyzji w UE.
"Fakt, że odpowiedzialność za zarządzanie (gospodarcze w eurogrupie) przypadnie teraz szefom państw i rządów oznacza niezaprzeczalny postęp demokratyczny w stosunku do poprzedniej sytuacji, gdy wszystko organizowało się wokół Europejskiego Banu Centralnego, Komisji Europejskiej i Paktu Stabilności" - ocenił Sarkozy.
"Drugim elementem (porozumienia w Brukseli) jest wzmocnienie europejskiej solidarności dzięki stworzeniu prawdziwego funduszu europejskiego - Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM) (...) przeznaczonego na pomoc dla państw eurogrupy, które nie miałaby dostatecznego dostępu do rynków, aby sfinansować swoje długi" - dodał szef państwa francuskiego.
W rozmowie z "Le Monde" Sarkozy zaprzeczył, jakoby przyszła unia fiskalna oznaczała ograniczenie suwerenności gospodarczej Francji. "Żadna domena naszych kompetencji nie będzie przekazana jakiejkolwiek władzy ponadnarodowej" - dodał prezydent.
Sarkozy odrzucił także opinie mówiące, że porozumienie w sprawie wzmocnienia dyscypliny finansowej "17+" zostało narzucone innym krajom przez Niemcy. Nazwał on szczyt brukselski "owocem kompromisu francusko-niemieckiego" i odpierał zarzuty o "kapitulację" Paryża wobec dyktatu Berlina.
Sarkozy dodał, że jego patriotyzm "nigdy nie skłaniał go do oskarżania francuskich sąsiadów, przyjaciół, sojuszników". "Ci, którzy próbują karmić się germanofobię, kompromitują się" - zaznaczył prezydent, czyniąc aluzję do niektórych swych socjalistycznych przeciwników. Jeden z tych ostatnich, Arnaud Montebourg, porównał ostatnio politykę kanclerz Angeli Markel do narzucania Europie hegemonii Niemiec przez Ottona von Bismarcka w drugiej połowie XIX wieku.
12 grudnia 2011, Paryż
PAP