"Ta wizyta przypadła na moment krytyczny dla Republiki Sudanu Południowego, ponieważ nasz sąsiad z Chartumu wypowiedział nam wojnę" - powiedział Kiir na spotkaniu z Hu Jintao. "Podjąłem się tej wizyty ze względu na nasze znaczące relacje z Chinami. To jeden z naszych ekonomicznych i strategicznych partnerów" - dodał.
Chiny są głównym nabywcą ropy z obu państw sudańskich, importują ponad 60 proc. dziennego wydobycia, obliczanego na pół miliona baryłek. Podczas wojny domowej między Sudanami w latach 1983-2005 Państwo Środka wspierało jednak reżim prezydenta Północy Omara el-Baszira.
Wizyta Kiira w Chinach rozpoczęła się w poniedziałek, w dniu, w którym dwa sudańskie myśliwce zrzuciły trzy bomby w Bentiu, stolicy bogatej w ropę prowincji Unity na terytorium Południa. "Nie żyje chłopiec, trzy osoby są w stanie ciężkim. Spaliła się duża część głównego targu, jednak życie toczy się nadal w miarę spokojnie. W każdej chwili spodziewamy się jednak kolejnych nalotów" - powiedział PAP doradca ds. bezpieczeństwa Michael Changiek.
W Unity trwa mobilizacja cywilów do armii, mimo że przez ostatnie dwa miesiące trwała akcja powszechnego rozbrojenia ludności.
Według ostatniego raportu ośrodka badawczego Small Arms Survey (SAS) z siedzibą w Genewie, gromadzącego informacje o światowym handlu bronią, w rękach obywateli dwóch Sudanów może znajdować się kilka milionów sztuk broni. Broń mają też grupy rebelianckie, których w rejonach granicznych jest kilka. Według SAS są dowody na to, że Chartum i Dżuba wspierają rebeliantów po obu stronach granicy. Głównym eksporterem broni do Sudanu są Chiny.
"Chartum ogłosił powszechną mobilizację, więc my też mobilizujemy cywilów do armii" - potwierdził Changiek dla PAP.
W zeszłym tygodniu wiceprezydent Południa Riek Machar przemawiając do młodzieży w prowincjach Unity i Lakes mówił, że musi być gotowa odpowiedzieć na agresję Chartumu i przedłożyć bezpieczeństwo kraju nad waśnie plemienne, które w tym roku w całym kraju kosztowały życie kilku tysięcy ludzi.
"My znamy Arabów. Walczył z nimi mój dziadek, mój ojciec i ja. Oni nas będą nadal bombardować. Spodziewam się najgorszego i wstrzymuję oddech, kiedy słyszę warkot silnika samolotu" - powiedział PAP Luk Riek z biura prasowego gubernatora prowincji Unity.
Północ nie przyznaje się do bombardowań. Baszir w poniedziałek podczas wizyty na polach naftowych w Heglig, skąd wycofały się wojska południa, a które Chartum uznał za wyzwolone przez Sudańskie Siły Zbrojne (SAF), odmówił powrotu do negocjacji. Oświadczył, że z rządem w Dżubie można porozumiewać się tylko zbrojnie.
Sudan Południowy oddzielił się od Północy w lipcu 2011 roku na mocy porozumień pokojowych z 2005 roku, które zakończyły trwającą 22 lata wojnę domową. W konflikcie między muzułmańską Północą a chrześcijańsko-animistycznym Południem zginęło ponad 2,5 mln ludzi, a ponad 4 mln zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów.
Od secesji terenem spornym między Sudanami pozostaje przygraniczny rejon Heglig, najważniejsza strefa naftowa, znajdująca się na terytorium Północy. Kilka dni temu rząd Sudanu Płd. ogłosił wycofanie wojsk ze spornych pól naftowych, po 10-dniowej okupacji, w której według źródeł południowosudańskich zginęło 19 żołnierzy Południa i 240 żołnierzy Północy.
Prezydent Sudanu Baszir jest ścigany listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny za ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości w Darfurze.
Z Dżuby Julia Prus
24 kwietnia 2012, PAP