Panie Lennon - Mark Chapman trzyma w ręku płytę "Double Fantasy" z autografem Johna Lennona. Muzyk odwraca głowę. Mark upuszcza płytę, w obu rękach ściska rewolwer, ustawia się w pozycji strzeleckiej, z rozkraczonymi nogami jak na policyjnych filmach, oddaje pięć strzałów.
John jeszcze wchodzi po schodach, w przedsionku domu pada, kasety, które niósł, rozsypują się po drodze.
Yoko, która przeszła pierwsza i nie zauważyła Chapmana, zawraca, krzyczy.
Portier Jay Hastings włącza alarm, potem biegnie, żeby zatamować krwotok. Zdejmuje Lennonowi okulary i przykrywa go swoją marynarką.
Dwie minuty później na 72. Ulicę przyjeżdżają dwa radiowozy. Jeden zabiera rannego do szpitala Roosevelta przy 59. Zachodniej.
Mark stoi spokojnie, oparty o mur. Rewolwer i płyta leżą na chodniku. Mark czyta "Buszującego w zbożu". Wcześniej na pierwszej stronie książki napisał: "To jest moje oświadczenie".
8 grudnia 1980 roku o godz. 23.07 John Lennon umiera w szpitalu.
Piotr Metz (dziennikarz muzyczny): - "Zajebali tego waszego muzykanta". Tak dowiedziałem się o śmierci Lennona od sierżanta mojej kompanii na korytarzu jednostki wojskowej w Łodzi 9 grudnia rano. Mój sierżant nie miał zresztą złych intencji, po prostu poinformował mnie o fakcie w krótkich, żołnierskich słowach. W Polsce wybuchła wtedy "Solidarność", ale wojsko to był głęboki PRL. Pierwsza myśl o zamachu była taka, że to nieprawda. Chwilę wcześniej, na przepustce, ściągnąłem najnowszą płytę Lennona. Poprosiłem znajomych za granicą, żeby kupili mi ją w dniu premiery i przysłali do Polski. Druga myśl - żal tej muzyki, która już nie powstanie.
Sylwestra 1979 r. spędzają w swoim nowojorskim apartamencie w Dakota -Building przy 72. Ulicy, tuż przy Central Parku. John daje Yoko jej ulubiony kwiat - białą gardenię. O północy tańczą przy piosence "Auld Lang Syne" odtwarzanej ze starej szafy grającej podarowanej Johnowi przez Yoko na 38. urodziny. Ona w czarnej sukni wieczorowej, on w smokingu i białym T-shircie.
Od dziesięciu lat nie ma już The -Beatles. Od pięciu John nie nagrał płyty. Zabrania też tworzyć Yoko. Oboje wycofali się z życia publicznego. Mają za sobą dramatyczną walkę z uzależnieniem od heroiny.
Świat się zmienił, w muzyce króluje ostry punk rock: The Sex Pistols, The Stranglers, The Damned. Ale świat pamięta Bitelsów. I nienawidzi Yoko - obwinia ją o to, że zespół się rozpadł, że Lennon milczy, zamiast komponować.
Zaczyna się rok 1980. Przez okno oglądają fajerwerki nad Central Parkiem. W tym roku John Lennon skończy 40 lat. Yoko Ono - 47. Ich synek -Sean - pięć.
Maryla Rodowicz: - Piosenki Bitelsów śpiewałam jako studentka warszawskiego AWF w klubie Relaks. Zaczynał się rock and roll, graliśmy do tańca, The Animals, Rolling Stones, no i oczywiście Bitelsów. 8 grudnia 1980 były moje urodziny i imieniny, byliśmy z zespołem w Nowym Jorku, graliśmy koncerty. O śmierci Lennona dowiedziałam się z telewizji, to była informacja dnia. Byłam w szoku, miałam poczucie absurdu. Razem ze znajomymi poszliśmy pod Dakotę. Tłumy ludzi. Palili świeczki, składali kwiaty, chłopcy i dziewczyny z gitarami śpiewali jego piosenki. My staliśmy w milczeniu.
18 lutego 1980, urodziny Yoko, spędzają je w posiadłości El Solano w Palm -Beach. Yoko budzi się i widzi przy łóżku gardenię. Kwiaty leżą też przy drzwiach, na schodach. Na parterze hol zasypany gardeniami. John sprowadził je z dwóch stanów.
Yoko ma wyrzuty sumienia. John nie wie, że znowu bierze heroinę. Yoko chce iść na odwyk, ale w sekrecie przed mężem. Z pomocą przychodzi ich nadworny mag i numerolog Takashi Yoshikawa. Wyczuwa gromadzące się nad Lennonem "chmury zła". Radzi uciekać na południowy wschód.
Yoko symuluje ciężką grypę i w Nowym Jorku w samotności zaczyna ostry odwyk. Seanem opiekuje się niania, John leci do Kapsztadu. Wraca, ale "chmury zła" nie zniknęły. Niedawno posmakował żeglarstwa, z przyjaciółmi pływał po cieśninie Long Island. Teraz chce płynąć jachtem na południowy wschód. Wynajmuje łódź, 13-metrową "Megan Jaye". O składzie załogi decydują numerolodzy i parapsycholodzy. Kapitanem jest doświadczony żeglarz Hank Halsted. 4 czerwca wypływają z Newport w stanie Rhode Island w kierunku Bermudów.
Tymon Tymański (muzyk rockowy, rocznik 1968): - W szkole usłyszałem, że jeden z nich został postrzelony. Nikt nic nie wiedział dokładnie, wiadomo, jak się wtedy rozchodziły informacje - na zasadzie głuchego telefonu. Czekałem na wieczorny dziennik telewizyjny, oglądaliśmy z rodzicami. To była chyba pierwsza informacja. Spiker grobowym głosem oznajmił: "Zginął jeden z muzyków najwybitniejszej grupy muzycznej XX wieku", w tle leciało "In My Life". Poryczałem się, wybiegłem z pokoju. Zadzwoniłem do kolegi i dalej szlochałem w słuchawkę. Skończyło się moje dzieciństwo, zabawa żołnierzykami, zaczęło się dojrzewanie.
W czasie liczącego 700 mil morskich rejsu John zaprzyjaźnia się z kapitanem jachtu. - Naładowałeś pozytywnie jakieś pięćdziesiąt milionów ludzi, chłopcze. I co masz zamiar dalej z tym zrobić? - pyta Lennona Hank Halsted.
I wtedy wybucha sztorm. Trzymetrowe fale, wiatr 130 km na godzinę. Trzech członków załogi powalonych chorobą morską . Na nogach stoją tylko Hank i John, być może pomaga jego wegetariańska dieta. Hank stoi za sterem dwie doby. Wreszcie woła Johna: - Musisz mi trochę pomóc, chłopcze.
- Słuchaj, Hank, gra na gitarze słabo wyrabia mięśnie - protestuje Lennon.
Ale kapitan jest wykończony. John zostaje sam za sterem. Wpada w panikę, ale po chwili zaczyna czuć łódź. Steruje w sztormie i śpiewa wulgarne szanty, których przed laty słuchał w porcie w Liverpoolu.
Po latach Halsted powie: - Kiedy znów wszedłem na pokład, zastałem całkowicie urzeczonego faceta. Jestem gotów nawet powiedzieć, że odkrył w sobie niezwykle silnego mężczyznę, który zawsze w nim tkwił.
Po sztormie łódź dryfuje, trzeba naprawić grotżagiel. 11 czerwca wpływają do portu Hamilton na Bermudach.
Krzysztof Krawczyk: - 8 grudnia grałem koncert w New Jersey, stanie sąsiadującym z Nowym Jorkiem. Rano dowiedziałem się, że Lennon nie żyje. Nie do pomyślenia, przecież to dzięki Bitelsom powstali Trubadurzy. Na całym świecie na fali bitelsomanii powstawały tysiące takich zespołów. Byliśmy zakochani w The Beatles, ich sposobie grania, śpiewania, sposobie na życie. Na pierwszej płycie śpiewamy po polsku tak, jakbyśmy próbowali naśladować angielski, robiło to groteskowe wrażenie. Lennon był nie tylko wielkim muzykiem, ale też działaczem społecznym, jego protesty przeciwko wojnie robiły na mnie ogromne wrażenie. Nie mogłem tego dnia pojechać pod dom, pod którym został zastrzelony, musiałem zagrać w klubie w New Jersey. I choć graliśmy dla prostej, robotniczej publiki, atmosfera była inna niż zazwyczaj. Na parkiecie było tylko kilka osób podchmielonych albo takich, do których nie dotarła jeszcze ta wiadomość. Graliśmy wyłącznie piosenki Bitelsów.
Na Bermudach John wynajmuje willę Undercliff na przedmieściach Hamilton. Wkrótce przylatuje Sean z nianią. Przez dwa miesiące ojciec z synem bawią się na plażach, pływają w morzu, spacerują po ogrodach i targach miasta. John jedzie do Hamilton i kupuje magnetofon. Wreszcie jest gotów nagrać pierwszą po długiej przerwie płytę.
Piosenki w wersji demo komponuje nocami, na tarasie willi, gdy Sean już śpi. Kilka razy rusza z przyjaciółmi na pijackie wypady do klubów, ale wystarczy kieliszek i wali się z nóg. Podczas jednej z wypraw z Seanem do ogrodu botanicznego widzi kępkę żółtych kwiatów rosnących pod cedrem. To frezje odmiany Double Fantasy. Nie ma lepszego tytułu dla albumu, w którym opowie o swoim związku z Yoko.
Ona przylatuje w końcu na Bermudy, ale małżeństwo przeżywa kryzys. Unika Johna, zamiast szczerych rozmów woli przez telefon zajmować się ich biznesem - hodowlą rasowego bydła w Stanach. Jedną z holsztyńskich krów sprzedaje za 250 tys. dolarów. Potem na płycie "Double Fantasy", w piosence "Dear Yoko", John zaśpiewa: "Kiedy przyjedziesz następnym razem, nie sprzedawaj krowy... pobądź z nami...".
Maria Szabłowska (dziennikarka muzyczna): - Byłam w Berlinie wschodnim, u przyjaciółki z radia i jej męża. 8 grudnia to moje imieniny, ten wyjazd był prezentem - pojechałam obkupić się trochę w butikach. NRD w porównaniu z PRL-em to był kolorowy raj. Przyjaciele urządzali przyjęcie z okazji moich imienin, przygotowywaliśmy potrawy, było wesoło. Nagle wpadła do pokoju Ewa i powiedziała: Lennon nie żyje. Nastrój wziął w łeb, nie chciało nam się już bawić. Cały wieczór przegadaliśmy o muzyce Bitelsów, o tym, jaki wpływ miała na nasze życie. Na ludzi żyjących za żelazną kurtyną ten wpływ był szczególny.
Płyta powstaje w Nowym Jorku. O jej wydanie zabijają się największe wytwórnie, ale szczęśliwy los, za radą numerologów, przypada mniejszej firmie Geffen Records. Jej właściciel David Geffen kupuje muzykę w ciemno i jako jeden z nielicznych nie ma nic przeciwko temu, by album miał dwóch autorów - Johna i Yoko. Płyta jest zresztą rozmową tych dwojga i jeszcze Seana.
On do syna: "Potwora już nie ma, ucieka gdzieś, a tu jest twój tatuś...".
On do niej: "Nikogo nie obwiniam... Nasza miłość jest wciąż czymś wyjątkowym...".
Na ciepłą, radosną piosenkę "Beautiful Boy" poświęconą Seanowi Yoko odpowiada utworem "Beautiful Boys" o swoich obu kochanych mężczyznach.
W studiu nie ma ani jednego ze starych przyjaciół Johna. I nie ma atmosfery z dawnych, psychodelicznych czasów ani z tych współczesnych, punkowych. Zamiast dragów i alkoholu na stole mikserskim stoją filiżanki z zieloną herbatą, sushi, miseczki ze słonecznikiem. I zdjęcie Seana, które ma przypominać muzykom, że John musi wrócić do Dakoty wczesnym wieczorem, żeby ucałować synka przed snem.
9 października, na 40. urodziny Johna i jednocześnie piąte Seana, Yoko wynajmuje pięć samolotów, które nad Central Parkiem za pomocą smugi z silników tworzą napis: "HAPPY BIRTHDAY JOHN AND SEAN LOVE YOKO".
Tymon Tymański: - Bitelsów słuchałem już wtedy, kiedy miałem cztery czy pięć lat, na początku lat 70. Mój brat nagrywał ich piosenki z list przebojów na francuski magnetofon szpulowy. Pamiętam, jak siedziałem na podłodze i leciało "Michelle" [Tymon śpiewa cały utwór], bawiłem się przy tym laleczkami - białą i czarną. Na końcu piosenki czarna umierała. Ale zaraz potem leciało "Girl" Lennona [Tymon znów śpiewa]. Poczułem się tak, jakbym usłyszał chór aniołów śpiewających niedościgłymi głosami. To był ten moment, kiedy stwierdziłem - tak, chcę być jak Bitelsi, robić to, co oni, grać muzykę.
Na okładce "Double Fantasy" John i Yoko czule się całują. Album wkrótce wedrze się na szczyty list przebojów, a w 1982 r. zdobędzie nagrodę Grammy. Ale na razie recenzje krytyków są fatalne. "Melody Maker": "Cuchnie narcystyczną sterylnością", "okropne nudziarstwo". John i Yoko nie przejmują się, są pewni swego i wychodzą z cienia.
W ramach promocji płyty udzielają wywiadów: "Newsweek", "Playboy", "BBC Radio 1", "Rolling Stone". John dla "Playboya": - Doświadczenie ojcostwa na cały etat ponownie tchnęło we mnie ducha. Nie uświadamiałem sobie, że to się może wydarzyć. Ale cofnąłem się na chwilę, spojrzałem na siebie z dystansem i powiedziałem: Co tu się dzieje? Oto jesteśmy. Ja będę miał czterdziestkę, a Sean skończy pięć lat. Czy to nie wspaniałe? Przetrwaliśmy ( ). Czuję się wyśmienicie. Jakbym miał dwadzieścia jeden... no wiesz, jakbym się zbliżał do dwudziestu jeden. I czuję: O rany, co się teraz wydarzy?".
Premiera płyty ma miejsce 24 listopada.
5 grudnia do Nowego Jorku przylatuje Mark David Chapman.
Muniek Staszczyk (T.Love, rocznik 1963): - Zaraz po śmierci Lennona napisałem poświęconą mu piosenkę. Żenada. Miałem 17 lat, chodziłem do liceum, założyłem zespół Opozycja. Kolega dodzwonił się do "Zapraszamy do Trójki", program prowadził Wojciech Mann, i udało mu się przeczytać ten tekst na antenie. Nie ma się czym chwalić, tekst był strasznie banalny i zdawałem sobie z tego sprawę, bo nie zagraliśmy nawet tej piosenki z Opozycją w Jarocinie w 1981 r. Dowiedziałem się o zamachu z "Radiokuriera", audycji w radiowej "Jedynce". Później informację powtórzyli w "Dzienniku Telewizyjnym", rzadko pojawiała się tam informacja o śmierci muzyka. Trzy lata wcześniej to był Elvis, ale tej wiadomości tak nie przeżywałem, bardziej to obeszło moich rodziców. Lennon był z całej czwórki Bitelsów najbardziej chuligański, ale był też z working class, razem z kolegami, którzy też pochodzili z robotniczych rodzin, czuliśmy się przez to z nim związani.
Chapman ma 25 lat i uważa, że John Lennon go zdradził. Urodził się w Teksasie. Ojciec był sierżantem Air Force, w domu panowały surowe zasady. Mark - otyły, fajtłapa, obiekt kpin w szkole, ucieka w świat wyobraźni. Kocha Bitelsów, jego guru jest Lennon. Jego drugim autorytetem jest Holden Caulfield, neurotyczny bohater "Buszującego w zbożu" Jerome`a Davida Salingera.
Mark angażuje się w pacyfistyczne działania YMCA, pomaga wietnamskim uchodźcom, jedzie do Bejrutu i opiekuje się ofiarami wojny domowej w Libanie. Za tę pracę osobiście dziękuje mu prezydent Gerald Ford. Mark przenosi się na Hawaje, gdzie, tak jak Lennon, poślubia starszą od siebie Japonkę.
Promocja "Double Fantasy" to dla niego szok. Z prasy dowiaduje się, że John jest obrzydliwie bogaty. Ma posiadłości w całych Stanach, hoduje rodowodowe bydło. John zdradził wszystkie ideały, którym hołdował Mark. Chapman jest przekonany, że jeśli zabije Lennona, przeniesie się na karty powieści Salingera i stanie się Holdenem.
Marek Sierocki (dziennikarz muzyczny, rocznik 1959): - Pierwszy singiel The Beatles kupiłem, kiedy pojechaliśmy z rodzicami na wczasy do Czechosłowacji w 1974 roku. Byłem 14-latkiem, miałem własne kieszonkowe. Wydałem je na singiel "I Should Have Known Better" wydany przez czeską wytwórnię Supraphon. Tego strasznego dnia jechałem autobusem na plac Narutowicza w Warszawie do klubu Alfa, w którym jako młody prezenter grałem dyskoteki. Kierowca słuchał radia. Zamarłem, kiedy usłyszałem wiadomość o śmierci Lennona. Poznałem muzykę The Beatles, gdy zespół już się rozpadł, zacząłem ich słuchać pod koniec podstawówki. Znałem płyty solowe, Lennon był z całej czwórki najbardziej twórczy, najlepiej komponował. W klubie powiedziałem wszystkim o śmierci Lennona i zagrałem " (Just Like) Starting Over". The Beatles to dla mnie najważniejszy zespół świata, mam ich kompletną -dyskografię, również te ostatnie, zremasterowane albumy. Minęło tyle czasu, tyle razy zmieniały się mody muzyczne, a ja wciąż ich słucham.
Yoko Ono wspomina: - Jedna z moich parapsycholożek powiedziała mi: Pojawi się kobieta i widzę, że zanosi się płaczem. Myślę, że to twoja siostra, bo jest do ciebie bardzo podobna, ma bardzo długie włosy i będzie musiała sobie radzić ze straszną tragedią, ma małego synka, trzyma go, ale wkrótce przeżyje całkowite załamanie z jakiegoś powodu. To pewnie twoja siostra, więc bądź dla niej bardzo miła i pocieszaj ją.
Odpowiedziałam: Mam siostrę, ale nie ma długich włosów ani nie ma małego dziecka. I dopiero poniewczasie zrozumiałam, że ona mówiła o mnie.
Maria Szabłowska: - Moja pierwsza poważna audycja radiowa poświęcona była właśnie Bitelsom. Zaczynałam w Studiu Rytm w Programie 1 Polskiego Radia od czytania listy utworów, a potem mówiłam: "Uwaga, start!" - żeby słuchacze zdążyli włączyć nagrywanie w magnetofonach, to były czasy, kiedy nagrywało się płyty i piosenki z radia. Szef Studia Rytm Andrzej Korzyńs-ki zaproponował, żebym zrobiła własną audycję - "Dziewczyny Bitelsów". To był początek lat 70. Pozbierałam piosenki, w których tytule było imię żeńskie lub które były poświęcone kobietom - np. "Michelle", "Lucy on the Sky with Diamonds", "Lovely Rita" - i tłumaczyłam teksty na antenie. Słuchaczom bardzo się to spodobało, do radia przyszła masa listów. Bitelsi stali się moją przepustką do radia, mogłam powiedzieć coś więcej niż tytuły utworów i "Uwaga, start!".
Mark Chapman ma w plecaku "Buszującego w zbożu", kasety, na nich czternaście godzin muzyki Bitelsów, aparat fotograficzny oraz rewolwer kaliber 38. Zatrzymuje się w YMCA na 63. Ulicy, kupuje płytę "Double Fantasy" i "Playboya" z wywiadem z Lennonem. Od soboty 6 grudnia zaczyna krążyć przy wejściu do Dakoty.
John jest jak w transie. Zaczyna pracę nad następnymi płytami - "Milk and Honey" i "Yoko Only". Odnawia znajomości ze starymi przyjaciółmi. Pięć godzin gada z Ringo Starrem, który przyleciał do Nowego Jorku, planuje odkładaną od lat podróż do rodzinnego Liverpoolu. Udziela wywiadów i pozuje do zdjęć. Sesja z Annie Leibovitz z "Rolling Stone" - słynne zdjęcie leżącej Yoko i nagiego Lennona, który przytula się do niej w embrionalnej pozie.
W niedzielę 7 grudnia John i Mark spotykają się po raz pierwszy. Przy wejściu do Dakoty zawsze koczuje grupka fanów. Zasady są ustalone. John jest dla nich uprzejmy, często przystaje, rozmawia, rozdaje autografy. Oni się nie narzucają. Tego dnia Chapman wybiega z grupy i z bliska robi zdjęcia Lennonowi. John jest wściekły, biegnie za chłopakiem, żeby odebrać mu aparat, Mark ucieka. Przeprowadza się z YMCA do hotelu Sheraton.
Piotr Metz: - Wysłałem list do -Johna Lennona. Pytałem go o nową płytę, bo krążyły już pogłoski, że coś nagrywa. Do listu włożyłem pocztówkę zaadresowaną do siebie. Największym problemem było zdobycie czystych, amerykańskich znaczków, które chciałem nakleić na zwrotną pocztówkę. Szukałem ich po sklepach filatelistycznych. Nie miałem pojęcia, jakich nominałów użyć, poszedłem więc do konsulatu amerykańskiego. Niestety, nie mieli znaczków, ale udało mi się je w końcu dostać w sklepie filatelistycznym. Odpowiedź przyszła po dwóch miesiącach, kiedy już się jej nie spodziewałem. John Lennon wysłał mi krótkie pozdrowienia, narysował też siebie, Yoko i synka.
John Lennon w wywiadzie z 3 grudnia dla Jonathana Cotta z "Rolling Stone": - Dostaję prawdziwie osobiste listy z Brazylii, Polski, Austrii i innych miejsc, z których istnienia wciąż nie zdaję sobie sprawy. Dzięki temu wiem, że tam ktoś jest i mnie słucha.
Wcześniej, w czerwcu, przed zejściem na ląd z jachtu "Megan Jaye" John wpisuje się do dziennika pokładowego: "Droga Megan, nie ma lepszego miejsca niż nigdzie ( ). Dzięki, Hank". I tak samo jak na pocztówce do Metza, rysuje słońce, żaglówkę i własną, uśmiechniętą twarz brodatego wilka morskiego.
Poniedziałek 8 grudnia. Po śniadaniu John idzie do fryzjera, żeby w kolejnej sesji dla Leibovitz wystąpić we fryzurze w stylu Teddy Boys - czarna skóra, dżinsy, kowbojki, liverpoolski nożownik z lat 50.
Wraca do Dakoty, udziela wywiadu dla radia RKO. - Jesteśmy ze sobą dłużej, niż istnieli Bitelsi, wiedziałeś o tym? - mówi w pewnym momencie o sobie i Yoko. Potem pozuje do zdjęć Annie. O szesnastej dziennikarze z RKO zgadzają się podrzucić go do studia nagraniowego.
Kiedy John wychodzi z Dakoty, podchodzi do niego Chapman z płytą -"Double Fantasy". Lennon składa na niej autograf. - Czy to wszystko, czego chcesz? - pyta. Fotograf amator Paul Goresh robi im zdjęcie.
W studiu Record Plant John przez sześć godzin pracuje nad piosenką Yoko "Walking on Thin Ice". Jest zadowolony, zabiera kasety z nagraniami. Jest 22.30. Yoko chce iść na kolację do restauracji. Ale John upiera się, żeby wracać do Dakoty i położyć spać Seana.
Sean Lennon: - Pamiętam tatę uczącego mnie składać samolot z papieru, który zresztą wciąż robię w taki sposób, jak mnie nauczył, i tak samo puszczam na wiatr. Pamiętam, że razem oglądaliśmy "Muppet Show" i "Jekylla i Hyde`a", ale nie pozwalał mi oglądać za wiele. Tato wyłączał telewizor podczas reklam, bardzo mnie to denerwowało. Przypominam sobie, że Alice, nasza czarna kotka, wyskoczyła przez okno za gołębiem i się zabiła. -Pamiętam, że był to jedyny raz, gdy -widziałem, jak mój tata płacze.
Samochód z Lennonem i Yoko nie wjeżdża na wewnętrzny, strzeżony dziedziniec Dakoty, tylko parkuje przy krawężniku przed neogotyckim portalem zdobiącym wejście do domu.
Z cienia bramy odrywa się postać. Mark Chapman podchodzi do Johna.
- Panie Lennon...
***
Dorota Karaś, Marek Wąs
Dziękujemy za pomoc Piotrowi Metzowi. Korzystaliśmy też z książki Philipa Normana "John Lennon. Życie", Axis Mundi 2010. Z niej pochodzą wypowiedzi Lennona, Seana, Yoko Ono i Hanka Halsteda.
Źródło: Gazeta Wyborcza
8 grudnia 2010