Po tygodniach zakulisowych negocjacji, samoloty i okręty koalicji – której trzon uderzeniowy tworzą Francja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone – rozpoczęły interwencję przeciwko libijskiej dyktaturze. Bezpośrednim powodem – i zarazem politycznym celem operacji – jest uniemożliwienie wojskom Kaddafiego zdławienia rebelii, która jeszcze dwa tygodnie temu wydawała się być bliska zwycięstwa i przejęcia kontroli nad całym terytorium Libii. A przynajmniej tak wydawało mi się w momencie, gdy specjalny szczyt w Paryżu – z udziałem przedstawicieli nie tylko państw i instytucji Zachodu, ale także Ligi Arabskiej – dawał zielone światło dla rozpoczęcia bombardowań.
Niestety, już 24 godziny później okazało się, że oczywistość niejedno ma imię, i że tak naprawdę nie wiadomo, do czego konkretnie – poza zniszczeniami infrastruktury i sprzętu wojskowego sił Kaddafiego – służy operacja „Świt Odysei”.
Podział na dwie Libie?
Przewodniczący Ligi Arabskiej Amr Moussa skrytykował atak koalicji, ponieważ – jak orzekł – przyniósł on bombardowania, a nie obronę cywilów. Pomruki niezadowolenia słychać także z Moskwy, która wezwała Paryż i Londyn do zaprzestania nieselektywnego – cokolwiek to znaczy – użycia siły. A wisienkę na torcie posadził przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, admirał Mike Mullen, stwierdzając enigmatycznie, iż ataki na siły Kaddafiego mogą doprowadzić do powstania sytuacji patowej.
Innymi słowy, najbardziej prawdopodobny staje się teraz podział Libii na dwa organizmy – i stworzenie kolejnego państwa „na wpół upadłego”. Przy czym wcale nie jest pewne, że wschodnia część Libii – ze stolicą w Bengazi, bastionem oporu przeciw Kaddafiemu – stanie się sprawnie funkcjonującą strukturą, zdolną do zapewnienia lepszego losu swym mieszkańcom.
Raczej – biorąc pod uwagę bilans rozmaitych operacji pokojowych ostatnich 20 lat – będziemy świadkami trwania Kaddafiego w zachodniej części Libii, gdzie z pomocą różnych sponsorów zachowa on siłę i zdolność do prowadzenia działań wymierzonych przeciwko swym wrogom. W Bengazi zaś powstanie słaby i uzależniony od zewnętrznej pomocy rząd, który będzie przedmiotem politycznych gier państw regionu i Europy.
Ale poczekajmy. Możliwych scenariuszy jest przecież wiele.
Bałkańskie analogie
Interwencja w Libii pokazuje dzisiaj przede wszystkim jak bardzo – choć powoli – zmienia się świat polityki międzynarodowej. Ten nasz, zachodni, jak i ten wokół nas.
Olaf Osica
(jest wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie, stale współpracuje z „TP”. Autor blogu: olafosica.tygodnik.onet.pl)
Tygodnik Powszechny
24 marca 2011