Żaden naukowiec nie zaprzeczy temu, że koronawirus mutuje. Brzmi to groźnie, ale wcale nie musi takie być. Udowadniają to ostatnie badania, mówią o tym również polscy wirusolodzy. - W ciągu dwóch tygodni obserwujemy w przypadku wirusów ewolucję, która u człowieka zajęłaby miliony lat - tłumaczy profesor Krzysztof Pyrć.
Najnowsze badania naukowców z amerykańskiego Uniwersytetu Stanu Arizona dowodzą, że koronawirus SARS-CoV-2 mutuje podobnie jak wirus SARS. Wówczas, podczas środkowej i końcowej fazy epidemii z 2003 roku, kolejne mutacje osłabiały wirusa SARS.
Jak czytamy na łamach brytyjskiego "Daily Mail", autorzy badań analizowali genom koronawirusa z próbek, które pobrano od 382 zakażonych pacjentów. W jednej z nich znaleźli istotną mutację genomu, która może sprawić, że objawy zakażenia COVID-19 będą lżejsze. Naukowcy liczą, że dalsze badania pozwolą odkryć większą liczbę takich przypadków.
Polscy wirusolodzy zaś wyjaśniają, że mutacje wirusa nie są ani czymś zaskakującym, ani groźnym. - Wszystkie mutacje są tak naprawdę naturalną zmiennością. Tak jak my różnimy się między sobą, tak samo różnią się wirusy. I to w znacznie większym stopniu - tłumaczy w rozmowie z WP profesor Krzysztof Pyrć.
Koronawirus się zmienia. Ekspert woli być ostrożny
Profesor Włodzimierz Gut jest wobec wyników amerykańskich badań sceptyczny, tonuje też przedwczesny optymizm. Zauważa, że takie wyniki musiałyby potwierdzić się na "różnych zbiorach wirusa", a na wyniki może mieć wpływ nawet sam proces badania. Jednak podkreśla, że im dłużej wirus żyje w danej populacji, tym może być łagodniejszy.
- Wirusy dostosowują się do populacji, w której żyją. Najsilniejsze są eliminowane, bo za szybko zabijają organizm, w którym żyją - wyjaśnia profesor. - Prawie każdy wirus, gdy wchodził w nowy gatunek, był bardzo zabójczy. Później, jeżeli nie osłabnął, to ginął. A jeżeli osłabnie, to zdarza się, że w danym gatunku wywołuje tylko niewielki odsetek ciężkich zachorowań.
Zatem czy wirus mutując stanie się groźniejszy, czy mniej groźny? - Na pewno stanie się inny - odpowiada profesor. - Mutacje mogą prowadzić do zwiększenia zdolności jego zabijania, zdolności adaptacji do komórek. Jest to pewna gra między gospodarzem a patogenem - tłumaczy.
- Jednak, oczywiście w zależności od populacji, w której jest, i warunków, w których jest namnażany, prawie każdy wirus ma tendencje do słabnięcia. Po to, żeby gospodarz jak najdłużej go nosił, żeby jak najwięcej zakaził - mówi dalej. - Nie zabija, bo to nie w jego interesie. Mówimy jak o kimś mądrym, choć wirus jest w gruncie rzeczy strukturą martwą.
Zdaniem profesora Guta koronawirus SARS-CoV-2 rzeczywiście najbardziej przypomina wirusa SARS. - Ale proszę pamiętać, że jedna cząsteczka wirusa powstaje w ciągu kilkunastu sekund. Potomstwo jednego wirusa jest bardziej zróżnicowane niż cała populacja ludzka, nawet po naszej rozmowie będzie któreś z kolei pokolenie - dodaje.
Mutacja koronawirusa? To tylko groźnie brzmi
Profesor Krzysztof Pyrć podkreśla, że mutacje to tak naprawdę naturalna zmienność wirusa. - Mutacja brzmi groźne. Ale tak jak my różnimy się między sobą, tak samo różnią się wirusy. I to w znacznie większym stopniu - wyjaśnia. - Cykl życia wirusa ma zupełnie inną długość niż w przypadku człowieka, jest znacznie krótszy.
- W ciągu dwóch tygodniu obserwujemy w przypadku wirusów ewolucję, która u człowieka zajęłaby miliony lat - tłumaczy. - Ale samo obserwowanie tych zmian nie jest istotne dla fenotypu wirusa, czyli dla przebiegu choroby. Nie jest tak, że jeśli pojawi się mutacja, to wirus będzie bardziej niebezpieczny albo mniej. W większości przypadków nie zobaczymy wpływu mutacji na ciężkość zakażenia.
Ekspert zauważa jednak, że w tym momencie bardzo mało jest rzetelnych prac na temat mutacji nowego koronawirusa, różnic w ich zjadliwości. - Badania wykazują, że wirusy są najgroźniejsze na początku, gdy przekraczają barierę gatunkową - mówi. - To wszystko są bardzo ważne obserwacje naukowe, ale między nauką a kliniką jest spora przepaść. Trzeba uważać na interpretację tego, co się widzi i zachować duży sceptycyzm.
- Często jest jednak tak, że mutacje promują łagodniejsze warianty - zauważa. - Wystarczy spojrzeć na wirusa Ebola, który ma dramatyczny przebieg. Zakażonych pacjentów jest bardzo łatwo wyizolować. Jeżeli to zrobimy, to dany szczep wirusa nie przeniesie się dalej. Kiedy wirus powoduje chorobę bezobjawową, to może szaleć po populacji, zakazić bardzo wiele osób - wyjaśnia.
Czy można porównać epidemię wirusa SARS do SARS-CoV-2. - Wirus SARS nigdy nie osłabł. Tak naprawdę zachował swoją agresję, dzięki temu też wygasł. Dawał bardzo wyraźne objawy, łatwo dało się wyizolować pacjentów - zauważa profesor. - Można rozmawiać o ewolucji w podobnych kierunkach, ale nie łączyć tego z siłą zakażenia - podsumowuje.
Koronawirus mutuje. Naukowcy to potwierdzają
Również naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge badali muracje koronawirusa. Przeanalizowali dane dotyczące COVID-19 w różnych częściach świata. Udało im się ustalić, że za masową epidemię odpowiadają trzy mutacje tego samego rodzaju koronawirusa.
Pierwsza to typ A, czyli mutacja, która powstała w Wuhanie. Najbardziej rozpowszechniony jest typ B, który dotarł również do Europy. Typ C natomiast pochodzi z Singapuru, gdzie zmutował z typu A. Naukowcy zastrzegli jednak, że wirus stale mutuje, by pokonywać przeszkody, na jakie natrafia lokalnie. Każdy z wymienionych trzech typów posiada więc swoje wewnętrzne mutacje, ale nie wiadomo, ile ich dokładnie jest.
Wirtualna Polska, 10 maja 2020