Jak poinformowała Lucia Carvalheiro z biura prasowego TAP, przewoźnik nie może zagwarantować jednak, że podczas kolejnych dni protestu rejsy realizowane przez TAP na linii Warszawa-Lizbona będą kontynuowane terminowo i czy nie dojdzie do ewentualnego ich odwołania.
“Nie wiemy czy piloci, którzy są wskazani do obsługi tychże lotów, pojawią się w pracy. O tym przekonamy się dopiero na dwie godziny przed planowanym odlotem samolotu, kiedy załoga stawi się do odprawy” - powiedziała Carvalheiro.
Przedstawicielka TAP wyjaśniła, że przewoźnik nie informował pasażerów o zapowiedzianym kilka dni temu proteście pilotów, gdyż nie miał pewności, że strajk się w ogóle odbędzie. “Mieliśmy już wielokrotnie sytuacje, że zaplanowane strajki nie dochodziły do skutku. O możliwości realizacji protestu przestrzegaliśmy jedynie współpracujące z nami biura podróży” - dodała Carvalheiro.
Tymczasem przedstawiciele związku zawodowego pilotów, organizatora strajku, poinformowali, że z uwagi na niejednomyślność załóg co do podjęcia protestu większość pilotów przystąpiła w piątek do pracy. Według szacunków spółki TAP do końca dnia dojdzie do skutku 75 proc. z zaplanowanych 300 lotów. Do godzin popołudniowych odwołano ponad 40 lotów.
Pierwotnie władze największego portugalskiego przewoźnika oceniały, że dziesięciodniowy protest może doprowadzić firmę do strat w wysokości 70 mln euro, a wynikłe z powodu strajku trudności dotkną około 300 tys. pasażerów.
Głównym argumentem strajkowym syndykatu pilotów jest żądanie odstąpienia przez centroprawicowy rząd Pedra Passosa Coelho od zaplanowanej do końca czerwca sprzedaży 66 proc. udziałów TAP. Związek zawodowy domaga się, aby w przypadku prywatyzacji spółki od 10 do 20 proc. jej udziałów przypadło pracownikom.
W ostatnich dniach premier i inni przedstawiciele rządu wzywali pilotów do powstrzymania się od strajku. Zachęcali do pracy z uwagi na „dobro gospodarki narodowej” oraz widmo pogorszenia się i tak już słabej kondycji przewoźnika.
TAP, który od 2009 roku obsługuje loty na trasie Lizbona-Warszawa, w minionym roku zanotował stratę w wysokości 46 mln euro.
Z Lizbony Marcin Zatyka
“Nie wiemy czy piloci, którzy są wskazani do obsługi tychże lotów, pojawią się w pracy. O tym przekonamy się dopiero na dwie godziny przed planowanym odlotem samolotu, kiedy załoga stawi się do odprawy” - powiedziała Carvalheiro.
Przedstawicielka TAP wyjaśniła, że przewoźnik nie informował pasażerów o zapowiedzianym kilka dni temu proteście pilotów, gdyż nie miał pewności, że strajk się w ogóle odbędzie. “Mieliśmy już wielokrotnie sytuacje, że zaplanowane strajki nie dochodziły do skutku. O możliwości realizacji protestu przestrzegaliśmy jedynie współpracujące z nami biura podróży” - dodała Carvalheiro.
Tymczasem przedstawiciele związku zawodowego pilotów, organizatora strajku, poinformowali, że z uwagi na niejednomyślność załóg co do podjęcia protestu większość pilotów przystąpiła w piątek do pracy. Według szacunków spółki TAP do końca dnia dojdzie do skutku 75 proc. z zaplanowanych 300 lotów. Do godzin popołudniowych odwołano ponad 40 lotów.
Pierwotnie władze największego portugalskiego przewoźnika oceniały, że dziesięciodniowy protest może doprowadzić firmę do strat w wysokości 70 mln euro, a wynikłe z powodu strajku trudności dotkną około 300 tys. pasażerów.
Głównym argumentem strajkowym syndykatu pilotów jest żądanie odstąpienia przez centroprawicowy rząd Pedra Passosa Coelho od zaplanowanej do końca czerwca sprzedaży 66 proc. udziałów TAP. Związek zawodowy domaga się, aby w przypadku prywatyzacji spółki od 10 do 20 proc. jej udziałów przypadło pracownikom.
W ostatnich dniach premier i inni przedstawiciele rządu wzywali pilotów do powstrzymania się od strajku. Zachęcali do pracy z uwagi na „dobro gospodarki narodowej” oraz widmo pogorszenia się i tak już słabej kondycji przewoźnika.
TAP, który od 2009 roku obsługuje loty na trasie Lizbona-Warszawa, w minionym roku zanotował stratę w wysokości 46 mln euro.
Z Lizbony Marcin Zatyka
PAP, 1 maja 2015