Od kilku ekspertów analizujących nowe plany obronne Sojuszu usłyszeliśmy, że NATO nie będzie w stanie skutecznie obronić Litwy, Łotwy i Estonii w razie zmasowanej inwazji. - Ze względu na swe położenie i wielkość te trzy kraje zostałyby rozjechane przez najeźdźcę, zanim nasi politycy i generałowie zdołaliby podjąć decyzje - powiedział nam doradca jednego z amerykańskich senatorów.
- Plany NATO zawsze zakładały, że zaatakowany członek Sojuszu musi się przez pewien czas bronić sam, czekając na wsparcie - tłumaczy emerytowany generał jednego z państw NATO. - W czasie zimnej wojny Niemcy mieli się bronić wraz ze znajdującymi się tam wojskami brytyjskimi i amerykańskimi przez kilka dni, czekając na posiłki. Wojska estońskie, litewskie i łotewskie mogą nie wytrzymać doby.
Nowy plan obronny przewiduje przerzucenie drogą morską i powietrzną z Zachodu, a także lądową z Polski dwóch dywizji - amerykańskiej i zapewne niemieckiej. To one wsparte przez lotnictwo miałyby stawić czoła inwazji. Podobny plan dla Polski przewiduje przerzucenie do nas pięciu dywizji amerykańskich, brytyjskich i niemieckich.
Kwatera Główna NATO przygotowuje plany obronne na każdy mniej lub bardziej możliwy scenariusz inwazji. Plany te należą do najlepiej strzeżonych tajemnic Sojuszu.
Sojusz długo nie miał pełnych planów obronnych dla nowych członków. Przez lata nikt się tym na Zachodzie specjalnie nie przejmował, ale sytuacja zmieniła się w 2008 r. po rosyjskiej inwazji na Gruzję. W ujawnionych przez Wikileaks depeszach minister Radek Sikorski mówi, że "spodziewaliśmy się zagrożenia ze strony Rosji za 10-15 lat, teraz spodziewamy się go za 10-15 miesięcy" (potem mówił, że dyplomata źle zinterpretował jego słowa).
Dyplomaci w Brukseli zapewniają, że plany obronne dla państw bałtyckim są dobre. - Gdybym był dyplomatą litewskim, łotewskim czy estońskim, spałbym spokojnie - usłyszeliśmy od człowieka, który te plany zna.
Jak niewielkie siły NATO chcą się bronić przed zmasowanym atakiem wojsk rosyjskich i być może białoruskich? Jeden z rozmówców odesłał mnie do wydarzeń sprzed prawie 2,5 tys. lat.
W 331 r. p.n.e. w Mezopotamii 45-tys. armia Aleksandra Wielkiego starła się z co najmniej dwukrotnie silniejszymi siłami perskiego króla Dariusza III. Macedończycy wygrali, bo wybrali odpowiadający im czas bitwy i zaatakowali z furią i wykorzystaniem wszelkich możliwych broni naraz. Gdy Persowie rozciągnęli linie, próbując zaatakować ze skrzydeł, Aleksander uderzył w centrum, niszcząc sztab Dariusza.
- Gaugamela to ukochany przykład zachodnich taktyków - przyznaje emerytowany oficer armii NATO. - Gdybym miał dziś pisać plan obrony republik bałtyckich, też bym się na niej oparł.
Możemy się więc domyślać, że w razie inwazji na republiki bałtyckie Sojusz oprze się na taktyce "shock and awe" doprowadzonej przez Amerykanów do perfekcji w Iraku i zakładającej jednoczesne zmasowane ataki na przeważające liczebnie siły wroga, jego linie komunikacyjne i logistyczne oraz centra dowodzenia, także przy użyciu komandosów atakujących zza linii wroga.
Wojskowi NATO uważają, że siły Sojuszu (podobnie jak siły Aleksandra Wielkiego pod Gaugamelą) będą miały nie tylko przewagę technologiczną, ale będą też lepiej wyszkolone i zdyscyplinowane. - Rosjanie pokazali, co potrafią, w Czeczenii i w Gruzji - tłumaczy dyplomata jednego z krajów NATO, jedyny, który w rozmowach o planach Sojuszu wymienił słowo "Rosja".
Rosjanie wygrali i w Czeczenii, i w Gruzji - wojsk rosyjskich było po prostu wielokrotnie więcej. W obu wojnach Rosjanie wykazali się jednak słabym przygotowaniem taktycznym i strategicznym, byli źle wyszkoleni, nie wykazywali dużej woli walki, a ich sprzęt często zawodził.
Republiki bałtyckie są jednak malutkie, płaskie, z dobrymi drogami i długą granicą z Rosją i Białorusią. Od granicy do Wilna jedzie się pół godziny. Najeźdźca może zaatakować największe miasta, używając stojących za granicą artylerii i rakiet. Pomoc płynąca Bałtykiem będzie musiała złamać rosyjską blokadę, a jednym z pierwszych celów najeźdźcy z pewnością będzie zamknięcie granicy Litwy z Polską.
- Przed przyjęciem Polski, Czech i Węgier wojskowi byli zgodni, że obrona tych krajów jest możliwa - mówi nasz rozmówca. - Przy przyjęciu republik bałtyckich wszyscy zachodziliśmy w głowę, jak to zrobić, i dlatego niechętnie patrzyliśmy na przyjęcie tych krajów. Politycy zdecydowali, ale to nie oni muszą wymyślić, jak miałaby wyglądać obrona tych krajów.
Plan obronny dla republik bałtyckich jest najlepszym możliwym - usłyszeliśmy wczoraj w Waszyngtonie. - Ale wrogie czołgi mogą wjechać do Wilna, zanim jakikolwiek amerykański żołnierz wsiądzie w Niemczech na statek.
Bartosz Węglarczyk
Źródło: Gazeta Wyborcza
18 grudnia 2010