Martin van Creveld, politolog, historyk wojskowości: W Libii potrzebna będzie operacja wojskowa nie tylko w powietrzu, ale też na lądzie. To oznacza ofiary również po stronie zachodniej. Czy „Obama i spółka” mają na tyle mocne nerwy, aby to zaakceptować?Patrycja Bukalska: Jak zdefiniowałby Pan wydarzenia w Libii: czy to powstanie, czy też wojna domowa?
Martin van Creveld: Zaczęło się od powstania, zainspirowanego wydarzeniami w Tunezji i Egipcie. Potem przekształciło się ono w wojnę domową, a teraz zamienia się w całkiem konwencjonalną wojnę między siłami Kaddafiego z jednej strony, a siłami powietrznymi i marynarką wojenną państw zachodnich z drugiej. Powinniśmy jednak pamiętać, że wojny w Afganistanie (w 2001 r.) i Iraku (w 2003 r.) również rozpoczęły się jako wojny konwencjonalne, a później przekształciły się w tzw. konflikty o niskim natężeniu [low intensity operation – wojskowy termin, oznaczający użycie wojsk w sytuacjach innych niż wojna – red.]. Myślę, że tak właśnie stanie się również w Libii.
Patrycja Bukalska: - W artykule opublikowanym w amerykańskim piśmie „Christian Science Monitor” podkreśla Pan, że powstanie w Libii różni się od ostatnich wydarzeń w Egipcie i Tunezji choćby dlatego, że w Libii nadal panuje struktura plemienna.
Martin van Creveld: - To prawda, że wojna w Libii jest kompletnie inna. W porównaniu z tym krajem, zarówno Tunezja, jak i Egipt są państwami dobrze rozwiniętymi. Istnieje w nich klasa średnia, która postawiła dziś na porządku dziennym pragnienie demokracji i wolności. Choć to, czy je dostanie, to już inna sprawa. Tymczasem społeczeństwo w Libii jest w większości bardzo słabo wykształcone. To, czego jesteśmy dziś świadkami, jest starciem pomiędzy poszczególnymi plemionami i prowincjami. Kiedyś tworzyły one odrębne części Imperium Ottomańskiego i dopiero sto lat temu, w 1911 r., Włosi rozpoczęli scalanie ich w jedno państwo. Podobnie jak to się jednak zdarzyło w wielu innych krajach afrykańskich, plemiona, które je zamieszkiwały, właściwie nigdy nie okazały się zdolne do przyjęcia wspólnej tożsamości.
Patrycja Bukalska: - Po dłuższym wahaniu kraje zachodnie – głównie Francja, Wielka Brytania i USA – zdecydowały się na interwencję zbrojną w Libii. Jakie są teraz możliwe scenariusze wydarzeń? Czy istnieje tu np. analogia z interwencją NATO w Kosowie w 1999 r.?
Martin van Creveld: - Kosowski scenariusz jest jedną z możliwości, ale uważam, że jest on raczej mało prawdopodobny. Po pierwsze, Muammar Kaddafi, w przeciwieństwie do Slobodana Miloševicia, nie wydaje się przejmować groźbą, że jego kraj zostanie zniszczony. Po drugie, Kaddafi musi pamiętać, co stało się z Miloševicem, kiedy już się poddał [został wydany Trybunałowi w Hadze, zmarł podczas procesu śmiercią naturalną – red.]. Myślę, że libijski przywódca będzie walczył do końca.
Wojna w Libii może zakończyć się szybko totalnym zwycięstwem Zachodu. Ale, szczerze mówiąc, wątpię w to. Proszę pamiętać, że NATO potrzebowało w 1999 r. tysiąca samolotów oraz nalotów trwających niemal przez trzy miesiące, aby poradzić sobie z Serbią. A Kaddafi już poprzysiągł, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby walkę przeciągnąć. Myślę, że wojna potoczy się zgodnie ze wzorami znanymi z Somalii, Afganistanu czy Iraku. W każdym z tych krajów Zachód planował szybką, zdecydowaną operację lub kampanię przeciwko słabemu przeciwnikowi. I w każdym z nich w rezultacie doszło do jeszcze większego bałaganu niż ten, który był na początku.
Patrycja Bukalska: - Czego zatem potrzebuje Zachód, z punktu widzenia strategii wojskowej, aby zakończyć rządy Kaddafiego? Czy wystarczą akcje lotnicze, czy też będzie niezbędna operacja lądowa?
Martin van Creveld: - Myślę, że potrzebna będzie operacja wojskowa nie tylko w powietrzu, ale później także na lądzie. A to oznacza niemal nieuniknione ofiary również po stronie zachodniej. Powstaje więc pytanie, czy „Obama i spółka” będą mieli na tyle mocne nerwy, żeby to zaakceptować.
Patrycja Bukalska: - Kaddafi już oświadczył, że zachodnie działania to kolejny przejaw kolonializmu. Jak świat islamski może zareagować na interwencję w Libii? Zwłaszcza po doświadczeniach Iraku i Afganistanu?
Martin van Creveld: - Jak dotąd reakcje w świecie islamskim są podzielone. Niektóre z krajów islamski ch, jak Turcja i Katar, wyraziły swoje poparcie dla działań Zachodu. Przeciwnie Iran, który postrzega interwencję w Libii jako kolonializm. Podobnie mówi lider Hezbollahu, Hassan Nasrallah, który wydaje się niepokoić tym, że Zachód może z nim samym postąpić kiedyś podobnie. Unia Afrykańska, która już wcześniej wykluczała interwencję zbrojną w Libii, wydała teraz oświadczenie potępiające Zachód i wezwała do zakończenia operacji. Akcję państw zachodnich skrytykował też szef Ligi Arabskiej. Z pewnością jednak nie wszystkie te deklaracje przełożą się na jakieś działania. Niemniej z całą pewnością mogę sobie wyobrazić muzułmańskich ochotników i pieniądze płynące na pomoc Kaddafiemu.
Patrycja Bukalska: - Czy los Kaddafiego jest przypieczętowany?
Martin van Creveld: - Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to – w mojej ocenie – długa i bardzo krwawa wojna domowa, podobna do tych w Somalii, Iraku i Afganistanie.
Patrycja Bukalska: - „Wybuch gniewu”, którego świadkami jesteśmy w krajach arabskich, to najsilniejsze geopolityczne trzęsienie ziemi od upadku komunizmu w Europie Środkowej i Wschodniej. Co z tego wyniknie? Nowe demokracje czy nowy globalny konflikt?
Martin van Creveld: - Konflikt globalny? Wątpię. Huntington w „Zderzeniu cywilizacji” pisze o krajach islamskich jako podzielonych między sobą i niebędących w stanie sprowokować globalnego konfliktu. Nie ma też większej możliwości, aby światowe mocarstwa starły się z ich powodu, tak jak to się stało z powodu Serbii w 1914 r. A demokracja? W kraju arabskim? Z największym trudem... Można przypuszczać, że niektóre z nich będą w dalszym ciągu rządzone przez dyktatorów, w koronie lub bez, z wąsem lub bez, tak jak to zawsze bywało. A inne pogrążą się w wojnie domowej...
________________________
MARTIN VAN CREVELD (ur. 1946 w Rotterdamie, od 1950 r. mieszka w Izraelu, dokąd wyemigrowała jego rodzina) jest jednym z najbardziej znanych izraelskich historyków wojskowości. Był wykładowcą Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, wykładał też m.in. w USA (na Akademii Korpusu Piechoty Morskiej i Akademii Marynarki Wojennej). Autor szeregu książek o historii wojen, m.in. „Supplying War: Logistics from Wallenstein to Patton” (1977), „The Art of War. War and Military Thought” (2004), „The Changing Face of War: Lessons of Combat from the Marne to Iraq” (2006), „The Culture of War” (2008). W Polsce ukazało się „Zmienne oblicze wojny” (Rebis 2008). Konsultant ds. militarnych wielu krajów Zachodu.Patrycja Bukalska
Tygodnik Powszechny, 22 marca 2011
Ссылка на источник:
To będzie długa wojna