Do władzy doszedł bez doświadczenia, ale z naiwnym przekonaniem, że szybko dopnie pokój z Rosją, zwalczy oligarchów i rozpocznie reformy gospodarcze. W ciągu dwóch latach rządów Wołodymyr Zełenski przeszedł jednak głęboką przemianę. Teraz coraz częściej słyszy zarzut, że sam został oligarchą. I uzurpatorem.
Pierwszy w historii
Koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy, rozłam w partii i ciągle zmiany w rządzie. Mało? Dodajmy do tego spadające poparcie i rozpoczętą wojnę z trzema głównymi oligarchami Ukrainy.
To już wystarczające, żeby stwierdzić, że Wołodymyr Zełenski i ludzie z jego otoczenia, nie żegnali roku 2021 w szampańskich nastrojach.
- W Zełenskim, jako pierwszym w historii Ukrainy prezydencie spoza układu, pokładano ogromne nadzieje. Po dwóch latach można powiedzieć, że jest on postacią niejednoznaczną. W wielu sprawach rozczarował swoich wyborców. Jednak nikt nie może mu dziś zarzucić, że jest niedoświadczonym naiwniakiem. Mimo wielu obaw, że komik będzie słabym prezydentem, Zełenski udowodnił, że potrafi stawiać czoła zagrożeniom – mówi Wołodymyr Fesenko, czołowy ukraiński politolog.
Wiara nie zawsze czyni cuda
Kiedy 31 grudnia 2018 roku podczas emisji noworocznego programu komediowego Wołodymyr Zełenski nagłe ogłosił, że zamierza startować w wyborach prezydenckich, był to nie lada szok dla Ukraińców.
Już wtedy Zełenski oraz jego "Kwartał 95" byli słynni na cały kraj. Bezlitośnie, ale i niezwykle trafnie punktowali patologie polityczne i społeczne. Jednak komik na prezydenta? O dziwo nie potraktowano to jako żart.
- Ukraina przechodziła wówczas kryzys zaufania do władz. Ludzie chcieli czegoś zupełnie nowego – wspomina Fesenko.
Pierwszą kadencję właśnie kończył Petro Poroszenko, który wygrał wybory w 2014 roku i to w pierwszej turze. Po wydarzeniach na Majdanie, aneksji Krymu oraz wybuchu wojny w Donbasie, Ukraińcy zdecydowali postawić na doświadczonego polityka. Liczyli, że jeśli przyjmie władzę w tak ciężkim momencie, będzie miał wręcz moralny obowiązek wyjść poza schemat i przeprowadzić kraj przez reformy.
- Poroszenko dokonał decentralizacji władzy oraz wynegocjował ruch bezwizowy z UE. To był jego wkład w rozwój Ukrainy – ocenia Orysia Lutsevych, badaczka z brytyjskiego think thanku Chatham House.
Jednak większość obietnic wyborczych, jak deoligarchizacja, ukaranie winnych za masakrę na Majdanie oraz ukrócenie prorosyjskich wpływów, pozostała niespełniona. Dodatkowo ludzi drażniło to, że Poroszenko przyjął prezydencki fotel, ale nie zrezygnował z bycia biznesmenem. Mimo wielu obietnic i nie sprzedał swojego cukierniczego imperium. Co więcej, okazało się, że jedna z jego fabryk nadal działa w Rosji, a wyprodukowane tam cukierki są sprzedawane m.in. na okupowanym Krymie.
- Ta dwoistość Poroszenki ostatecznie przesądziła o jego porażce w kolejnych wyborach i utorowała drogę dla Zełenskiego - mówi Wołodymyr Fesenko.
Pomimo obaw o możliwe związki z oligarchą Igorem Kołomojskim, w drugiej turze wyborów prezydenckich Zełenski pokonał Poroszenkę, otrzymując rekordowe 70 proc. głosów.
Pierwszą decyzją nowego prezydenta było rozwiązanie Werchownej Rady (ukraiński parlament) oraz rozpisanie przedterminowych wyborów. Wygrała je partia Zełenskiego Sługa Ludu, która zdobyła 254 z 424 mandatów. Był to kolejny rekord, ponieważ jeszcze żaden prezydent w czasach niepodległości Ukrainy nie miał tylu przedstawicieli w parlamencie.
Był to ekscytujący i pełen nadziei moment dla kraju. Społeczeństwo uwierzyło, że skoro do parlamentu weszli w około 80. proc. nowi ludzie, a nowy rząd jest najmłodszym w Europie i składa się z kreatywnych reformatorów, w końcu się uda zdemontować skostniały, dziadowski system, a na jego miejscu stworzyć nowoczesny, europejski kraj.
- Zełenskiego można krytykować za wiele rzeczy, ale jednego mu nie można odjąć. Udało mu się przywrócić wiarę Ukraińców w instytucję władzy jako takiej. Był pierwszym prezydentem, który wygrał wyłącznie dzięki temu, że ludzie mu zaufali – mówi Oleksij Haran, profesor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Naiwny pacyfista
Hura nastroje opadły dosyć szybko.
- Zełenski w wielu sprawach był bardzo naiwny. Liczył, że kiedy obejmie władzę na Ukrainie, w pierwszej kolejności doprowadzi do zawarcia pokoju z Rosją, następnie przeprowadzi reformy i zajmie się rozwijaniem gospodarki. Na każdym kroku, zderzył się jednak ze ścianą – opowiada Fesenko.
Na początku swojej prezydentury Zełenski był twardym zwolennikiem dialogu z Rosją. Przez pewien czas ta polityka nawet przynosiła efekty. Doszło do wymiany jeńców wojennych, uwolniono też ukraińskich marynarzy, których prawie rzez rok przetrzymano w rosyjskim areszcie.
Na fali tej "odwilży" Zełenski, mimo protestów weteranów wojennych, zgodził się na tzw. formułę Steinmeiera, która pozwoliła na przeprowadzenie wyborów na okupowanych terytoriach Donbasu.
Putin otrzymał to, czego chciał, jednak sam nie zamierzał iść na ustępstwa. W Donbasie dalej ginęli ukraińscy wojskowi, a Kreml nawet nie chciał słyszeć o bezpośrednich negocjacjach z Kijowem, na których tak zależało Zełenskiemu.
Równie ponuro sytuacja wyglądała z przeprowadzeniem reformom. Szybko się okazało, że "nowy" nie zawsze równa się "dobry", a drużyna reformatorów bez doświadczenia w zarządzaniu administracją państwową, po prostu nie jest skuteczna. Kolejne roszady w rządzie doprowadziły do tego, że od 2019 roku na Ukrainie dwukrotnie zmieniał się premier, pięć razy minister gospodarki oraz cztery razy minister zdrowia.
Wielkie zmiany, a zawłaszcza deoligarchizacja, znowu utknęły w martwym punkcie.
- Zełenskiemu często wytykano, że ma niemal nieograniczoną władzę: fotel prezydenta, lojalny rząd oraz większość parlamentarną. A co z tą władzą można zrobić, jeśli prokuratura nie chce wszczynać śledztwa albo sąd wydaje absurdalne wyroki? Obie te instytucje na Ukrainie doszczętnie skorumpowane. Są to stare elity, które nie chcą stracić swoich wpływów - wyjaśnia Fesenko.
Czarną passę dopełniła publikacja stenogramu rozmowy Donalda Trumpa i Zełenskiego, podczas której ówczesny prezydent USA domagał się, by ukraińska prokuratura rozpoczęła śledztwo wobec syna Joe Bidena.
Dla Trumpa ta sprawa omal nie zakończyła się utratą urzędu. Ale i również pod stopami Zełenskiego zadrżała ziemia. Według danych Centrum im. Razumkowa już w rok po wyborach poparcie dla "pierwszego w historii prezydenta spoza układu" spadło z 70 do 25 proc.
Wielkie zaskoczenie
Pod presją militarnego zagrożenia ze strony Rosji, ale i również postępującego rozczarowania wśród wyborców, Zełenski przeszedł dogłębną przemianę. Z "naiwnego pacyfisty" stał się wreszcie politykiem.
- Nastąpił przełomowy moment, w którym uświadomił sobie, że polityka to dżungla i jeśli nie zacznie wykorzystywać metod swoich przeciwników, po prostu w niej nie przetrwa – mówi Fesenko.
"Delikatna" dyplomacja poszła w odstawkę. Skoro Zełenski nie mógł liczyć na wsparcie systemu sądownictwa, zaczął wzmacniać swoją władzę innymi kanałami. Jako pierwszy prezydent w historii wykorzystał mechanizm Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, pozwalający nałożyć sankcję na obywatela Ukrainy, jeśli jest on podejrzewany o finansowanie terroryzmu.
Był to sprytny i szybki sposób, aby dopaść Wiktora Medwedczuka, jednego z najbogatszych Ukraińców oraz człowieka należącego do tzw. kręgu Putina. Prywatnie rosyjski prezydent jest ojcem chrzestnym córki Medwedczuka. Sam oligarcha po 2014 roku pozostawał głównym rosyjskim przyczółkiem na Ukrainie. Sponsorował separatystów, a jego kanały telewizyjne były tubą propagandową.
Dzięki wprowadzeniu sankcji media Medwedczuka zamknięto, a on sam otrzymał areszt domowy w związku prowadzoną przeciwko niemu sprawą o zdradę stanu.
- Było to wielkim zaskoczeniem. Nikt nie spodziewał się, że Zełenski odważy się przypuścić tak duży atak na prorosyjski obóz. Tyle lat istniał na Ukrainie i nikt nie był w stanie sobie z nim poradzić – mówi Wołodymyr Fesenko.
Kolejnym ruchem Zełenskiego było podpisanie tzw. ustawy o oligarchach. Na jej mocy w maju tego roku zostanie utworzony rejestr oligarchów, do którego trafi każdy, kto spełni trzy z czterech kryteriów.
Według definicji oligarchą jest osoba, która uczestniczy w życiu politycznym, ma znaczący wpływ na media, zajmuje pozycję monopolisty na rynku oraz posiada aktywa o wartości ponad 83 mln dol.
- Nie jest to ustawa, która "rozkułaczy" oligarchów. Nie stracą w związku z nią swoich pieniędzy, ale może ograniczyć się ich wpływ na kraj – wyjaśnia Fesenko.
Osoba, która trafi do rejestru, nie będzie mogła być właścicielem mediów i finansować partii polityczne. Z kolei urzędnicy będą musieli raportować o każdym kontakcie z oligarchą.
Gdyby ustawa faktycznie weszła w życie i była egzekwowana, ze sceny politycznej zniknęliby trzej główni oligarchowie Ukrainy: Renat Achmetow, Igor Kołomojski oraz Petro Poroszenko. Oprócz tego, że wszyscy trzej finansują partie polityczne, kontrolują też prawie 90 proc. przestrzeni medialnej na Ukrainie.
- Mamy w tej chwili telewizje partyjne. Każde wydarzenie jest przedstawiane pod odpowiednim kątem, a często po prostu zmanipulowane. Liderem wzmianek w pozytywnym kontekście w telewizji Achmetowa jest zawsze Achmetow. Analogicznie jest w przypadku mediów Kołomojskiego oraz Poroszenki – mówi Fesenko.
W cudzych butach
Im pewniej w roli prezydenta czuje się Zełenski, tym więcej pod jego adresem pada zarzutów, że coraz bardziej zaczyna przypominać swoich poprzedników.
Walcząc z dezinformacją oligarchów, postawił stworzyć własne media, modernizując oraz zwiększając zasięgi państwowych kanałów "DOM" oraz "Rada".
Efekt? Badania ruchu "Uczciwie" pokazują, że Zełenski jest najczęściej wspominanym politykiem na tych kanałach. Różnica jednak polega na tym, że państwowa telewizja jest finansowana z budżetu państwa.
- Tak, jak kiedyś Poroszenko nie mógł się zdecydować czy jest prezydentem, czy jednak biznesmenem, tak teraz Zełenski musi zdecydować, czy można budować nowy kraj, stosując stare polityczne metody – mów Fesenko.
- Posłowie partii Sługa Ludu, ciągle podkreślają, że są politykami nowego pokolenia. Jednak co z tego, skoro podobnie, jak ich poprzednicy nie chcą składać deklaracji majątkowych, wykorzystują swoją pozycję do robienia biznesów, stają się bohaterami afer korupcyjnych. Zełenski tuszuje te sytuacje, ponieważ sam niechętnie odpowiada na niektóre pytania – zauważa prof. Oleksij Haran.
Opinię Zełenskiego jako "chłopaka spoza układu" poważnie nadszarpnęła afera Pandora Papers. W październiku 2021 roku Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych opublikowało 11,9 mln dokumentów odkrywających skalę przekrętów w rajach finansowych.
Okazało się, że spółki offshore Zełenskiego oraz jego otoczenia otrzymały w 2012 roku 40 mln dolarów od Igora Kołomojskiego. Samo w sobie nie byłoby to skandaliczne, ponieważ przelewy były w świetle ukraińskiego prawa całkowicie legalne, a same pieniądze były rozliczeniem za współpracę Studia "Kwartał 95" z telewizją 1+1, należącej do Kołomojskiego.
Zełenskiemu jednak wytknięto podwójną moralność, ponieważ podczas kampanii wyborczej przy każdej okazji podkreślał, że wielki biznes Poroszenki, że uchyla się od płacenia podatków na Ukrainie. Teraz okazuje się, że również i sam Zełenski nie jest nieskazitelny.
Niekonsekwencja Zełenskiego doprowadziła też do dyskredytacji jednej z największych spraw o zdradę stanu. Według wersji Państwowego Biura Śledczego Ukrainy (PBŚU) w 2014-15 roku ówczesny prezydent Petro Poroszenko w porozumieniu z Wiktorem Medwedczukiem miał zorganizować dostawy węgła z okupowanego Donbasu.
Jednak ciągnący się konflikt między Zełenskim a Poroszenką, sprawił, że sprawa zyskała zupełnie inny kontekst. Kiedy śledczy PBŚU próbowali przekazać Poroszence dokument o uznaniu go za podejrzanego o zdradę stanu, były prezydent natychmiast wsiadł w samochód i pojechał prosto na lotnisko. Na Ukrainie rozpętała się kolejna medialna wojna. Zełenski został oskarżony o represje wobec Poroszenki, jako lidera opozycji. Niektórzy komentatorzy nawet porównali Zełenskiego z Wiktorem Janukowyczem, który więził swoją główną rywalkę Julię Tymoszenko.
- Przez ten cały medialny szum i zamieszanie, umyka najważniejsza rzecz: sprawa handlu węglem z separatystami jest dla Ukrainy zasadnicza. Kiedy z budżetu państwa płynęły pieniądze dla separatystów, w Donbasie ginęli nasi woskowi. To jest ta wielka różnica między sprawą Tymoszenko a Poroszenko i po prostu musi zostać wyjaśniona – mówi Fesenko.
Vice president
Bojowy duch prezydenta Zełenskiego zaczyna jednak niepokoić. Jednoczesne prowadzenie wojny z najpotężniejszymi oligarchami w obliczu zagrożenia rosyjską agresją może być niebezpieczne.
- Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że najbliższe otoczenie prezydenta niezmiennie składa się z osób, które Zełenski poznał za czasów "Kwartału-95". Lojalnych, ale kompletnie niedoświadczonych – mówi Orysia Lutsevych.
Tak z show-biznesu do polityki trafił Iwan Bakanow, obecnym szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy oraz Serhij Szefir, pierwszy pomocniki prezydenta, a prywatnie jego bliski przyjaciel.
Najwięcej jednak emocji wzbudza postać Andrija Jermaka, który pełni funkcję szefa kancelarii prezydenta, ale w rzeczywistości jest szarą eminencją ukraińskiej polityki. To właśnie jego obwinia się o zerwanie "najważniejszej operacji" w historii ukraińskich służb – chodziło o zatrzymanie rosyjskich najemników z grupy Wagnera.
- Jermak dostał od prezydenta tak szerokie spektrum władzy, że jest to miejscami niezgodne z konstytucją. Czasami ironicznie żartujemy, że jest to taki "vice president". Niestety, widzimy też, że ma ogromny wpływ na Zełenskiego i może nim manipulować – uważa prof. Oleksij Haran.
Jest sukces. Nie ma katastrofy
Zdaniem Fesenki w ciągu dwóch ostatnich lat polityka Zełenskiego w głównej mierze opierała się na metodzie prób i błędów. Tam, gdzie brakowało politycznych umiejętności, prezydent sięgał po doświadczenia z show-biznesu, ogłaszając kolejne wielkie, efektowne projekty.
Jednym z takich ma być "prezydencki uniwersytet", który będzie kształcić "ludzi przyszłości". Innym pomysłem Zełenskiego było założenie "funduszu przyszłych pokoleń" dla dzieci urodzonych po 2019 roku, czyli od chwili kiedy Zełenski objął władzę. Kiedy dzieci osiągną pełnoletność, czyli najwcześniej w 2037 roku, będą mogły otrzymać wypłatę w wysokości co najmniej 240 tys. hrywien (ok. 35 tys. zł) na zdobycie wykształcenia albo zakup mieszkania.
Jednak ta nader odległa perspektywa nie podniosła a duchu niektórych Ukraińców tak, jak gwarantowany tysiąc hrywien (ok. 150 zł) za zaszczepienie się przeciw COVID-19.
- W działaniach Zełenskiego jest dużo populizmu i nieprofesjonalizmu. Jednak część projektów się naprawdę udała. Za rządów Zełenskiego na Ukrainie dokonano wręcz rewolucji cyfrowej. Każdy ma dziś w smartfonie aplikację "Dija" (z ukr. akcja - red.), za pomocą której można załatwić większość spraw urzędowych. Ludzie też bardzo chwalą prezydencki projekt "Wielkie budownictwo", w ramach którego wybudowano wiele nowych dróg. Mówi się, że teraz Ukraina pod tym względem zaczęła przypominać Polskę - ocenia Lutsevych.
Według danych Centrum im. Razumkowa pod koniec 2021 roku poziom poparcia dla Zełenskiego obniżył się do poziomu 20 proc. Jednak prezydent dalej pozostaje liderem w peletonie innych kandydatów, z których większość to politycy ze starego rozdania.
- Wybranie Zełenskiego na prezydenta Ukrainy było ogromnym ryzykiem, a nawet wielkim eksperyment, ponieważ dopuściliśmy do władzy ludzi bez żadnego politycznego doświadczenia. Patrząc wstecz, można powiedzieć jedno: cud się nie wydarzył. Ale katastrofy też nie ma - mówi Wołodymyr Fesenko. - Zełenski popełnia błędy, nabija guzy, waląc głową o ścianę. Niemniej jednak Ukraina ciągle idzie naprzód.
Ссылка на источник:
Sługa ludu na zakręcie