Awaria w Bełchatowie odsłoniła pietę achillesową energetyki. "Przed nami trudny czas w dostawach energii"
Do awarii na stacji rozdzielczej w Rogowcu doszło w poniedziałek po południu. W jej wyniku zatrzymano pracę 10 z 11 bloków największej polskiej elektrowni Bełchatów, która produkuje ponad 20 proc. krajowej energii, trafiającej do 11,5 mln gospodarstw domowych.
Bez zakłóceń działał jedenasty blok, dlatego że był przyłączony do innej stacji - Trębaczew. Zawiodła nie elektrownia, tylko element sieci przesyłowej energii, co tylko uwypukliło, że to pięta achillesowa całego systemu energetycznego, który jest w przededniu zielonej rewolucji. Ta będzie dla niego jeszcze bardziej wymagająca.
Wprawdzie we wtorek udało się ustabilizować sytuację i do pracy wróciło 6 bloków, nie zmienia to jednak faktu, że w poniedziałek straciliśmy w ciągu kilku sekund 3900 MW mocy w systemie energetycznym. Można to przełożyć na ok. 20 proc. potrzeb całego kraju, a to już sytuacja bez precedensu.
- Nie przypominam sobie w ostatniej dekadzie takiego zdarzenia, by tak szybko, tak duża moc wypadła z systemu. Z jednej strony to sukces, że poradziliśmy sobie z tak znaczącym ubytkiem i nie doszło do blackoutu, jak kilka lat temu, gdy przestała działać elektrownia Ostrołęka i połowa Mazowsza była bez energii. Zawdzięczamy to jednak głównie importowi od sąsiadów i po części własnym zasobom elektrowni szczytowo-pompowych - mówi Bartłomiej Derski, ekspert portalu wysokienapiecie.pl.
"Nie ma czasu do stracenia"
Jak jednak podkreśla, gdyby nie podłączenie do europejskiego systemu energetycznego, to źle by się to skończyło. Na szczęście w ułamkach sekund udało się przejąć energię z zagranicznych zasobów.
Jak zauważył na TT nasz rozmówca, wydarzenia w Bełchatowie odczuli operatorzy również w innych krajach.
W ocenie Janusza Steinhoffa, byłego wicepremiera, ministra gospodarki i eksperta rynku energetycznego, awaria w Bełchatowie to sygnał ostrzegawczy dla polskiej energetyki.
- Od dawna powtarzam, że musimy więcej inwestować w sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Ostatnio te prace przyspieszyły, jednak nie ma co spoczywać na laurach. Cały nasz system energetyczny wymaga głębokiej przebudowy i to tempo musi być naprawdę dynamiczne. Nie ma czasu do stracenia, bo to największe wyzwanie dla całej gospodarki. Za opóźnienia w modernizacji zapłacą firmy utratą konkurencyjności na globalnych rynkach i odbiorcy indywidualni w wyższych rachunkach - mówi Steinhoff.
Skąd brać na to pieniądze? W polskim systemie wysokość opłat przesyłowych i dystrybucyjnych określa Urząd Regulacji Energetyki. Urząd analizuje tzw. koszty uzasadnione, przedstawiane przez producentów i największego państwowego operatora sieci - Polskie Sieci Energetyczne.
Rachunki w górę
URE z jednej strony musi mieć w polu widzenia konsumenta, który płaci za to w swoich rachunkach, ale musi uwzględniać potrzeby inwestycyjne. Czy w związku z awarią należy się spodziewać, że rachunki pójdą w górę, bo potrzeba modernizacyjna dała o sobie znać w tak gwałtowny sposób?
- Oczywiście, że rachunki będą rosły, bo rosną cały czas koszty wytwarzania energii z węgla (w Polsce to 70 proc. całkowitej energii) przez opłaty za emisję CO2. Te potężne pieniądze spowodowały przecież dwukrotny wzrost kosztów przez ostatnie 4 lata. Za to płacą i jeszcze zapłacą konsumenci. Do tego jeszcze trzeba doliczyć modernizację sieci. Nie da się tego uniknąć. Czeka nas bardzo trudny czas, jeśli chodzi o zaopatrywanie w energię elektryczną - podsumowuje Steinhoff.
W ocenie Remigiusza Nowakowskiego, byłego prezesa Tauron Polska Energia, obecnego prezesa Dolnośląskiego Instytutu Studiów Energetycznych, awaria w Bełchatowie to dopiero zapowiedź poważniejszych problemów.
- Ta awaria pokazuje, że konwencjonalne źródła energii, uważane za stabilne, mogą sprawiać kłopoty. Tymczasem o problemie mówimy zazwyczaj głównie w kontekście energii z wiatru czy słońca. Oznacza to, że zwiększając udział OZE w naszym miksie energetycznym, musimy być gotowi na radzenie sobie z takimi sytuacjami, również ze strony energetyki konwencjonalnej - przekonuje Nowakowski.
Jego zdaniem szczególnie trudno będzie w latach 2025-2030. Wtedy pojawi się luka węglowa w związku z ograniczaniem produkcji z tego paliwa. Zanim zatem powstaną farmy wiatrowe na morzu i elektrownie atomowe, musimy być przygotowani na zwiększenie możliwości importu.
Wyższa konieczność
- Konieczna jest zatem dalsza rozbudowa sieci transgranicznej, bo to głównie ona nas w poniedziałek uratowała przed blackoutem. Okazało się, że nie jesteśmy wyspą i udało nam się poradzić ze wsparciem operatorów z Europy. A przecież dość liczne były głosy ekspertów i polityków, sprzeciwiające się otwarciu na ościenne rynki energetyczne, które gwarantuje nasze bezpieczeństwo - mówi Nowakowski.
Doświadczony w modernizacji energetyki Janusz Steinhoff zwraca uwagę na coś jeszcze.
- Konieczna jest ciągłość w realizacji wieloletnich koncepcji. Niestety obecny rząd zatrzymał budowę linii przesyłowej Kozienice-Ołtarzew. Projekt rządu PO-PSL przepadł w kampaniii wyborczej. Politycy składali obietnice lokalnej społeczności, uwzględniano ich uwagi lokalizacyjne, projekt zmieniano, a ostatecznie wstrzymano, na czym ucierpiał cały pierścień przesyłowy wokół Warszawy - wyjaśnia były wicepremier.
Jak poinformowały nas PSE, prawdopodobną przyczyną zakłócenia było zwarcie na stacji elektroenergetycznej Rogowiec. Dokładne przyczyny są obecnie "przedmiotem badania".
Polskie Sieci Energetyczne, odpowiadając na nasze pytania, zapewniają również, że od kilku lat jest realizowany największy w historii PSE program inwestycyjny, którego wartość w ciągu 10 lat wyniesie ponad 14 mld złotych.
Krzysztof Janoś
Money.pl, 18 maja 2021