Eksperci IHME (Instytutu Pomiarów i Oceny Stanu Zdrowia) z Waszyngtonu w poniedziałek zaktualizowali swój model rozwoju epidemii koronawirusa w Polsce. Z przedstawionych przez nich danych wynika, że epidemia nabiera rozpędu. Po ostatnich rekordach zakażeń katastrofa w polskiej służbie zdrowia przybliżyła się o kilka dni.
Chodzi o datę szczytu drugiej fali zachorowań. Według szacunków IHME 3 grudnia ponad 5300 chorych może wymagać podania tlenu lub podłączenia do respiratorów. Łączna liczba osób hospitalizowanych pacjentów wyniesie ponad 58 tysięcy.
Na razie zasoby, o których informują premier Mateusz Morawiecki oraz minister zdrowia Adam Niedzielski nie wystarczyłyby do obsłużenia liczby chorych podanych w prognozie IHME.
W magazynach Agencji Rezerw Materiałowych jest wolnych "ponad 2000 respiratorów". Liczba łóżek dla pacjentów z COVID sięga 15 tys. Trwają przygotowania do budowy szpitali tymczasowych m.in. na Stadionie Narodowym w Warszawie oraz w miastach wojewódzkich.
- Wzrost zachorowań nadal jest dynamiczny. Jeżeli w tym tempie będzie się zwiększała liczba zachorowań, w przyszły tydzień możemy wejść z liczbą 15-20 tys. zakażeń dziennie - poinformował w poniedziałek minister Niedzielski.
Koronawirus. Ile osób umrze? Przerażające szacunki
Według nowego opracowania w Polsce do lutego 2021 r. na COVID-19 może umrzeć 35 tys. osób. Dla porównania w tym samym okresie w Czechach liczba ofiar COVID-19 może sięgnąć 12 tys., a w Niemczech 57 tys. osób.
Liczby podane przez ministra zdrowia wcale nie dziwią analityków. Rekord 15 tys. zakażeń przewiduje m.in. Ryszard Łukoś z firmy ExMetrix, która analizuje dane od początku epidemii w Polsce.
- Obecnie do podwojenia się aktywnych przypadków osób chorych dochodzi co około 7 dni. W naszym modelu przewidywaliśmy, że liczbę 300 tys. zakażeń osiągniemy na początku listopada, jednak może stać się to szybciej. Około połowy listopada osiągniemy 350 tys. zakażeń - mówi Ryszard Łukoś, analityk ExMetrix. Do tej pory sprawdzalność prognoz tej firmy wynosiła 94 proc.
- Skutek wprowadzonych obostrzeń zobaczymy za tydzień lub dwa. To jedna z cech epidemii koronawirusa. Przez to, że objawy COVID-19 pojawiają się po tygodniu, a służby potrzebują kilku dni na test pacjenta, obserwowane dziś wyniki epidemii to obraz przeszłości - dodaje.
Naukowcy ostrzegali. Ostatni raport dzień przed wyborami
Przed niekontrolowanym wybuchem epidemii w październiku ostrzegał zespół naukowców złożony z matematyków Uniwersytetu Warszawskiego oraz ekspertów Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH. 26 czerwca opublikowali raport na temat jesiennej fali zachorowań na COVID. Ostrzegali oni, iż należy obserwować tzw. wskaźnik R - opisujący zaraźliwość wirusa. Jeśli schodzi poniżej 1, oznacza to, że epidemia wygasa. Jeśli oddala się od jedynki, oznacza to groźbę niekontrolowanego wybuchu zachorowań.
"Już przy wzroście o 50 proc. obecnej wartości dynamika rozwoju epidemii wchodzi w fazę nadkrytyczną i w szczycie zachorowań przypadającym pod koniec kwietnia osiąga liczbę 1 mln chorych" - czytamy w raporcie na temat jesieni 2020.
Z opracowań naukowców UW i PZK wynikało, że nie należy bagatelizować informacji o przygasającej epidemii. Co ciekawe, 11 lipca, czyli dzień przed wyborami prezydenckimi, opublikowali ostatni z alarmistycznych raportów i odtąd nie ukazał się żaden nowy komentarz. Aktualizowane są jedynie wyliczenia i wykresy. Według tych prognoz w całym sezonie grypowym na COVID-19 miałoby zachorować 1,1 miliona Polaków. Epidemia miałaby wywołać 37 tys. zgonów.
Wirtualna Polska, 20 października 2020