Wszystko po to, aby zapobiec kradzieży - donoszą tamtejsze media. Władze wciąż oficjalnie jednak nie podały, co spowodowało pożar, który doprowadził do eksplozji.

Do potężnego wybuchu w Bejrucie doszło w magazynach portowych w pobliżu centrum stolicy Libanu. W wyniku eksplozji zginęło ponad 100 osób, a ponad 4 tys. zostało rannych. Władze przyznały, że spodziewają się dalszego wzrostu ofiar - informuje portal reuters.com. Odnotowano również wstrząsy sejsmiczne, które trzęsły ziemią oraz rozbijały okna i mury, a także uszkodziły budynki i samochody.

Prezydent Libanu przyznał, że w magazynach było składowane 2750 ton azotanu amonu bez żadnych zabezpieczeń. Taką sytuację określił jako "niedopuszczalną". Polityk uważa, że w kraju należy ogłosić stan wyjątkowy, który powinien potrwać dwa tygodnie. Premier Hassan Diab mówił o pociągnięciu do odpowiedzialności za wybuch w Bejrucie dodając, że "winni zapłacą za to cenę".

Oficjalnie wciąż nie wiadomo, co spowodowało eksplozję. Libańskie media podają, że powodem były prace spawalnicze prowadzone w magazynie, aby zapobiec kradzieży saletry amonowej. Według agencji TASS ładunek był przechowywany po tym, jak libańskie władze skonfiskowały go z mołdawskiego statku z ukraińską załogą.

Prezydent po spotkaniu Najwyższej Rady Obrony Libanu powiedział, że do wyjaśnienia katastrofy zostanie powołana specjalna komisja, która ma przygotować raport w ciągu pięciu dni. Według premiera ustalenia komisji powinny być znane po 48 godzinach. Libański rząd po wybuchu w Bejrucie ogłosił ogólnokrajową żałobę narodową, która ma potrwać cztery dni.

Wirtualna Polska, 5 sierpnia 2020