Po rozmowach ukraińsko-amerykańskich w Arabii Saudyjskiej administracja Donalda Trumpa zobowiązała się do wznowienia wsparcia zbrojnego w zakresie danych wywiadowczych dla Ukrainy oraz dążenia do zawarcia 30-dniowego rozejmu z Rosją.
Zwłaszcza ten pierwszy aspekt jest istotny dla Ukraińców - w sytuacji, gdy za 80 proc. strat rosyjskich odpowiadają drony, dobre rozpoznanie w trakcie walki jest kluczowe. A to zapewniają Starlinki dostarczane przez firmę Elona Muska.
Jak mówił niedawno w wywiadzie dla money.pl płk Maciej Korowaj, były oficer Służby Wywiadu Wojskowego, na Starlinkach w zasadzie wisi cały system ukraińskiej łączności. - Choć Ukraińcy mają w niektórych obszarach swoje alternatywy, to i tak podstawą łączności frontowej pozostawał Starlink - wskazywał.
Wokół Starlinków wywiązała się nawet krótka rozmowa na konferencji prasowej w środę w Warszawie pomiędzy szefem MSZ Radosławem Sikorskim a jego ukraińskim odpowiednikiem Andrii Sybihą. - Rozumiem, że Starlinki działają? - dopytywał Sikorski. Sybiha odpowiedział twierdząco. - Jesteśmy wdzięczni za opłaty i możliwość korzystania. Polska wydała ok. 200 mln dolarów, to jest bardzo ważne dla naszego wojska - potwierdził szef ukraińskiego MSZ.
Ile Starlinków sponsoruje Polska
W rządzie słyszymy, że w tej chwili Ukraina korzysta z 19 560 Starlinków dostarczonych i opłacanych przez Polskę. Aktualnie jesteśmy w trakcie przekazywania im kolejnych 5 tys. sztuk. - Ukraińcy w sumie mają pewnie około 50 tys. Starlinków, więc zakładam, że płacimy za ponad połowę z ogólnej puli. Płacimy ok. 50 mln dolarów rocznie, według stawek rynkowych - stwierdza rządowy rozmówca.
To więc zupełnie inne dane niż te, do których przekonywał sam Elon Musk w ostrej wymianie zdań z Radosławem Sikorskim na platformie X. Miliarder wytykał ministrowi, że polski rząd płaci "niewielki ułamek" całkowitych kosztów.
Starlinki zakupił jeszcze rząd PiS, a obecny rząd kontynuuje to przedsięwzięcie.
Decyzje o zakupie Starlinków podejmowane były tydzień-dwa po wybuchu wojny. Było spotkanie online ministrów cyfryzacji z całej Europy. Ukraiński minister cyfryzacji Mychajło Fiodorow powiedział, czego potrzebują i pytał, co możemy dać. Jako pierwsi zapewniliśmy dostawę Starlinków - wspomina Janusz Cieszyński, ówczesny pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa.
O kulisach zakupu Starlinków przez poprzedni rząd szerzej pisał w środę dziennikarz Wirtualnej Polski Michał Wróblewski.
Rząd, z licznych pakietów abonamentowych, wybrał wówczas opcję "w domu", kosztującą dziś 335 zł. Ale w toku negocjacji udało się w tej samej cenie wynegocjować wyższy pakiet "w drodze - bez ograniczeń", dziś wyceniany na 430 zł. Co więcej, przez pierwszych kilka miesięcy korzystanie z urządzeń miało być darmowe. Sprzęt wysyłany był na Ukrainę w partiach, zazwyczaj po 5 tys. sztuk.
Co dalej?
Choć Starlinki są intensywnie eksploatowane na ukraińskim froncie, to jednak już teraz niektórzy rozmówcy z rządu zastanawiają się, co zrobić z tysiącami urządzeń, które w pewnym momencie do nas wrócą.
Starlinki formalnie są użyczone Ukrainie. Zgodnie z umową, jak Ukraina przestanie z nich korzystać, one trafią do nas - tłumaczy rozmówca z rządu.
- Ukrainie Starlinki przestaną być potrzebne, gdy odtworzą swoją normalną sieć łączności. Na dziś jednak nie widzę możliwości, by z dnia na dzień mogli uruchomić własną usługę - ocenia rozmówca.
Co w momencie, gdy urządzenia do nas wrócą? Jak słyszymy, koncepcji na razie brak. A to rodzi ryzyko, że duża część Starlinków zalegnie w magazynach. - Część urządzeń mamy dziś do naszej dyspozycji i one zostały wykorzystane np. w czasie niedawnej powodzi - podkreśla rozmówca z rządu. Przyznaje, że na dziś "nie ma żadnych planów operacyjnych w tym zakresie".
Janusz Cieszyński uważa jednak, że można w prosty sposób zapewnić Starlinkom drugie życie. - Urządzenia zostały zakupione trzy lata temu, one są nasze i można w każdej chwili wyłączyć abonament. Lepiej byłoby je jednak przekazać w miejsca, gdzie nie ma internetu, zrobić jakiś program Ministerstwa Cyfryzacji, zapewniający likwidację białych plam internetowych, np. w świetlicach, schroniskach czy OSP - wskazuje. Pytanie jednak, ile z tego sprzętu do nas wróci z frontu. - Po użyciu ich w Ukrainie, w warunkach wojennych, nie spodziewałbym się, że wróci nawet połowa - kwituje polityk PiS.
Takiego wariantu nie wyklucza zresztą nasz rządowy rozmówca. Niemniej na razie nie toczą się w tym zakresie żadne prace.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl
Money.pl, 12 marca 202